Dziś, zupełnie bez związku z czymkolwiek, chciałbym przypomnieć co się wydarzyło w Cavalese, włoskim kurorcie narciarskim.
W latach dziewięćdziesiątych stacjonowali tam amerykańscy żołnierze na zasadach na jakich chcieliby stacjonować teraz w Polsce: jeśli coś przeskrobią, nie mogą być sądzeni przez kraj gdzie stacjonują, a jedynie przed amerykańskim sądem.
W efekcie czując, że mogą zrobić wszystko i nic im za to nie grozi, zachowywali się adekwatnie do tego samopoczucia. Brawurowe loty samolotami, często testując swoje umiejętności w niebezpiecznych zachowaniach. Według mieszkańców Cavalese normą było, że w ramach popisów startujące samoloty przelatywało nisko nad ziemią, także pod liną kolejki linowej.
W 1998 taki przelot poszedł nie pomyśli pilota, samolot zerwał linę i zginęło 20 turystów, w tym także z Polski.
Zaraz po wypadku żołnierze zniszczyli nagranie przelotu.
Włosi nie mogli nic im zrobić, bo ja wyżej napisałem spisane zasady stacjonowania wyłączały amerykańskich żołnierzy spod włoskiej jurysdykcji.
W Stanach żołnierze doczekali się takiego procesu, o jakich słyszymy gdy na przykład policjant zabija zatrzymanego człowieka. Gdyby nie międzynarodowy skandal, zapewne uszło by im to na sucho, ale wyroki jednak zapadły. Żołnierze zostali skazani nie za zabójstwo 20 osób, a za “zachowanie niegodne amerykańskiego żołnierza” i nieumyślne spowodowanie śmierci.
Rodziny ofiar dostały odszkodowania, ale nie od władz amerykańskich a włoskich.
Wygląda na to, że ostatnie losy ustawy o głosowaniu korespondencyjnym rozpisane zostaną na niemal godziny: senat będzie zwlekać z głosowaniem (odrzuceniem) ustawy już nawet nie do ostatniego dnia, ale do ostatniej godziny by odesłać odrzuconą ustawę tuż przed północą by sejm głosował ją jeszcze raz dopiero kolejnego dnia. Może to będzie nawet w piątek, ostatni dzień przed ciszą wyborczą.
Pamiętacie jeszcze “rządzie publikuj”? Akcję gdy rząd nie chciał opublikować wyroku Trybunału Konstytucyjnego, choć miał taki obowiązek?
Może by tak teraz senat pokazał, że to broń obosieczna i raz, że nie dotrzymywał terminów (to ryzykowne, bo PiS może uznać, że jeśli nie głosowali jej w terminie to obowiązuje), a dwa zagłosował za odrzuceniem, ale dał sobie powiedzmy tydzień na odesłanie jej do sejmu? 0
Nie ma sytuacji bezwzględnie złych. Jeśli wpadniesz w najgłębsze bagno, postaraj się znaleźć w tym jakieś pozytywy. Jeśli ich nie widzisz to tylko dlatego, że nie zastanawiałeś się odpowiednio długo.
Utrata pracy, to szansa na znalezienie nowej, ciekawszej. Gdy dziesięć lat temu zamknąłem nieoplacalną działalność gospodarczą i równocześnie zostałem zwolniony z innej upadającej firmy, wyjechałem na wolontariat do Rwandy i było to jak dotąd moje najlepsze doświadczenie zawodowe (choć nie zarobiłem ani złotówki) i jedno z najlepszych życiowych.
Siedzenie na kwarantannie w domu to też mnóstwo możliwości: od najbanalniejszej szansy na nadrobienie zaległości w czytaniu czy serialach po potraktowanie to jak ascetycznego wyzwania: jak długo potrafisz siedzieć w bezruchu i patrzeć się w ścianę? czy zdołasz przejść w jeden dzień dystans maratonu chodząc tylko po swoim mieszkaniu?
Przejdźmy od wagi piórkowej do rzeczy naprawdę ciężkiego kalibru.
Zabiłeś po pijaku dziecko na przejściu? Jest źle, bardzo źle, ale spójrz jezzcze raz na pierwszy akapit. To jest te dno bagna o którym mówiłem. Jest wielu ludzi których można uratować przed tym samym błędem i nikt tego nie zrobi lepiej niż ty. Uda ci się ocalić więcej, niż zabiłeś.
Nie cofniesz swoich błędów i nie uda ci się pokonać nieuchronnej katastrofy, ale to nie znaczy że na przyszłość też nie masz wpływu. Nadchodzącą fala utopi cię tylko jeśli na nią nie wskoczysz.
Firefox wyświetla na ekranie szybkiego wyboru kafelki z najczęściej odwiedzanymi stronami. Wśród nich dość wysoko był u mnie skrót do TVN24.pl. Do czasu redesignu tego serwisu.
Szczególnie na telefonie komórkowym nowa wersja jest okropną porażką, której nie potrafię zrozumieć. Głupie, niepotrzebne animacje przy przewijaniu, które pewnie w założeniu miały ładnie się prezentować, w efekcie sprawiają, że strony nie da się używać. Animacja nigdy nie jest płynna, jest to raczej seria skoków pomiędzy odległymi od siebie klatkami.
Czasem tak kiepska, że strona zamraża się. Chcę ją przesunąć – nie dzieje się nic. Nerwowo próbuję jeszcze raz – tym razem strona odebrała moje dotknięcie jako kliknięcie w jakiś odnośnik, który nie został jeszcze wyświetlony (a więc poprzednie przesunięcie zadziałało, jedynie bez wizualnego poinformowania).
Podejrzewałem, że może developerzy olali Firefoksa, ale nie: zainstalowałem Chrome specjalnie tylko do testu i tam jest to samo. Może więcmój czterordzeniowy flagship killer sprzed 5 lat jest już za stary. Developerzy wpadli więc w pułapkę tworzenia stron pod wąskie grono ludzi takich jak oni: zawsze z najnowszym sprzętem?
No nic, chcąc nie chcąc TVN24 odwiedzam od czasu redesignu rzadziej, tak, że nie mam już tej strony w podpowiedziach kafelkowych. Jego miejsce zajął rzetelny i nieprzebajerowany serwis TVP.info.
Staram się przynajmniej raz w tygodniu pojechać do pracy autobusem i z pracy autobusem wrócić. Gdzieś kiedyś zobaczyłem fajne #showerthoughts mówiące, że jeśli tak się robi, zmniejsza się swój samochodowy wpływ na środowisko i smog o 1/5 (jeśli pracujemy pięć dni w tygodniu). W takiej proporcji to wygląda na bardzo znaczące.
Muszę jednak przy tym się wykazywać bardzo dużą wyrozumiałością i uporem. Powodów jest wiele, ale jeden jest najbardziej wkurzający, a ilustruje go wczorajszy zrzut ekranu z jakdojade:
Autobusy “Odjechał” tak naprawdę nie odjechały, bo ich nie było.
Od dwóch lat tak raz w tygodniu jeżdżę i wracam z pracy autobusem i przysięgam: niemal nigdy autobus powrotny nie przyjechał na czas. Na obrazku widać, że aż dwa autobusy po prostu nie przyjechały. Wyszedłem z pracy około 15:35, a autobus zjawił się około 16:05. Po pół godzinie czekania na mrozie. Oczywiście cały zapchany do oporu ludźmi, którym tak samo jak mi nie udało się wsiąść do któregoś z dwóch poprzednich, których nie było.
I teraz tak:
sytuacja powtarza się od mniej więcej dwóch lat
gdy jeżdżę raz w tygodniu było to prawie 100 przypadków gdy czekałem na autobus
może raz, maksymalnie dwa, autobus był na czas
autobus jedzie z centrum i nie ma po drodze żadnych remontów dróg, więc powodem są zapewne korki
miasto co chwila wydaje setki tysięcy na “poprawę funkcjonowania komunikacji miejskiej”, montuje ekrany pokazujące opóźnienie, autobusy są chyba śledzone GPSem, więc wiadomo które się opóźniają i gdzie
i choć od dwóch lat kilka razy do roku aktualizowane były rozkłady, jakoś nigdy nie przyszło komukolwiek do głowy by uwzględnić te powtarzające się opóźnienia
Dla kontrprzykładu, jak jadę samochodem do Łodzi czy Zakopanego, nawigacja google podaje mi o której tam będę i na tak długiej trasie myli się może o 10 minut. Googlowy algorytm wyprzedza inteligencją naszych białostockich planistów rozkładów autobusów.
Tymczasem miasto właśnie postanowiło, że ceny biletów mają pójść drastycznie w górę i zniknie bilet dwudziestominutowy. Ma się to zdecydować na jednej z przyszłych rad miejskich. Jeśli do tego dojdzie, to obiecuję: rezygnuję z komunikacji. Walczcie sobie ze smogiem sami, ja się nie będę więcej poświęcał za co w nagrodę dostaję podwyżkę.
(Tak, wiem, że powodem podwyżki jest fakt, że PiS obciął dotacje dla miast by znaleźć pieniądze na bombelkowe ale nie chcę brać udziału w tej grze politycznej. A właśnie za cyniczną grę polityczną uważam podnoszenie cen komunikacji przy jednoczesnym udawaniu, że się walczy ze smogiem)
Żyjemy w kraju, w którym co chwila ktoś był niszczony wyciągniętą teczką z czasów komuny, ujawnieniem współpracy z SB czy donoszenia na kolegów.
I nagle w poprzedniej kadencji przy prezesie partii który od lat powtarza, że trzeba zerwać z prl-owską przeszłością i zbudować nowe elity pojawia się były prl-owski prokurator, który w swoim życiu zapewne widziałem niejedne kompromitujące akta i niejedną załączoną do nich teczkę.
I stoi u boku tego prezesa, który nadal głosi rozliczanie z komunizmem, ale temat tego prokuratura szybko ucina. Prokurator tymczasem niczym Dyzma bryluje i szczerzy zęby w uśmiechu.
Dochodzi nawet do tego że antykomunistyczny prezes robi ekwilibrystyczne triki by komunistyczny prokurator, który przegrał wybory najpierw jednak został posłem, a gdy to się nie udaje, wbrew głoszonej własnej woli nakazuje wepchnięcie go do Trybunału Konstytucyjnego. Nawet jego własni posłowie dziwią się tym zabiegom.
I nikt nie potrafi połączyć wątków w jedną całość.2
Jeśli podobnie jak ja popełniłeś ten błąd i zabrałeś się za aktualizację systemu szybciej niż miesiąc od wydania (więc stałeś się nieświadomym testerem nowego wydania) i po restarcie system wyświetla ikonę smutnej buźki i pod nią podpis:
Coś poszło nie tak. Wyloguj się i spróbuj ponownie
A po wylogowaniu nic to nie daje, a restart systemu kończy się:
Kernel Panic - not syncing: VFS: Unable to mount root fs on unknown-block(0,0)
To spotkało cię to samo co mnie 🙂
Najpierw krótkie wyjaśnienie co właśnie się stało: instalator Ubuntu postanowił zrestartować twój komputer zanim skończył instalować aktualizacje. Musisz dokończyć instalowanie pakietów ręcznie, ale najpierw trzeba rozwiązać ów kernel panic (wynikający z tego, że wśród niezainstalowanych/nieskonfigurowanych pakietów jest initramfs).
W tym celu restartuj system aż zobaczysz okno wyboru systemu GRUB. W tym oknie wybierz opcje zaawansowane.
Tam:
zanotuj sobie numer najaktualniejszej wersji kernela (u mnie jest to 5.3.0-19-generic)
wybierz z listy wersje kernela starszą w trybie recovery
wybierz z opcji na kolejnym ekranie linie poleceń root
Teraz wpisz w linii poleceń:
sudo update-initramfs -u -k 5.3.0-19-generic
Wersję kernela zastąp numerem jaki sobie wcześniej zanotowałeś (pozdrawiam w tym miejscu wszystkich, którzy nie czytają całego wpisu a jedynie skanują wzrokiem)
I następnie:
sudo update-grub
Teraz restartujemy system:
shutdown -r now
Jeśli znów widzisz ekran wyboru systemu GRUB, wybierz już standardowe uruchomienie. System spróbuje znów wystartować, ale nadal się to skończy smutną buźką “coś poszło nie tak” – wciąż brakuje kilku pakietów i ich konfiguracji.
Nie wylogowuj się, a przełącz się do wiersza poleceń (ctrl+alt+F4) i wpisz tam:
sudo dpkg --configure -a
I następnie:
sudo apt-get install -f
I znów restartujemy się poleceniem shutdown -r now.
Teraz już system powinien ruszyć bez problemów. U mnie ruszył i teraz to wszystko notuję. Daj znać w komentarzu jeśli miałeś ten sam problem i pomogłem 😉
Co zrobić gdy w laptopie pękła ramka wokół ekranu (wszystko działa ok, ale brzydko to wygląda), nowa kosztuje ponad 200 złotych, a wentylator procesora zaczyna hałasować tak, że wiesz, że to już jego ostatnie dni, a nowy kosztuje ponad 100 złotych?
Większość by pewnie rozglądała się za nowym sprzętem. Mój ma już 7 lat! To faktycznie dużo. Ale jako, że nie lubię tworzenia śmieci i ni gonię za nowinkami póki coś jest nadal wydajne (a to wciąż rakieta, zresztą pewnie wiecie, że teraz wszystko co ma dysk SSD to rakieta), ja zrobiłem to:
Po lewej mój laptop, po prawej właśnie kupiony
Znalazłem na Allegro, że taki sam laptop z już nieco popsutą klawiaturą (znam ten ból, w swoim wymieniałem już dwa razy) kosztuje 450zł.
Więc zamiast kupować wentylator i ramkę za około 350 złotych, dołożyłem stówkę i mam rezerwuar części na następne lata.
Irytuje mnie, że gdy “straszy” się kogoś globalnym ociepleniem, to się mówi jedynie, że będzie cieplej (albo zimniej) i na tym koniec przedstawiania skutków. Nie każdy jest fizykiem, biologiem czy chemikiem by rozumieć co stanie się dalej i wg mnie trzeba to też jasno komunikować.
Dlatego postanowiłem zrobić ten krótki wpis. Wypunktuję co nas czeka około 2050 roku. Jako źródło danych podam teraz ten wywiad, ale podobne informację widywałem już wcześniej w innych miejscach. I perspektywa przyszłości jest spójna.
Wskutek wzrostu temperatur zmniejsza się ilość miejsc, gdzie można uprawiać rolę
W efekcie ceny żywności idą w górę. Ale co bardziej ważne: rosną one, bo żywności na świecie jest mniej. Obszary nie nadające się pod uprawę będą pojawiać się na całym świecie, ale głównie w miejscach bliżej równika, a więc:
Rozpoczynają się migracje ludności na masową skalę
Obecne migracje to pikuś w porównaniu z tym co nas czeka. Żaden mieszkaniec Pakistanu, Nigerii, Etiopii czy nawet Egiptu zwyczajnie nie zostanie w swoim kraju jeśli nie będzie tam jedzenia. Ruszą na północ czyli do Europy, Azji i Ameryki Północnej (ruszą też oczywiście na południe, oby dalej od równika). Dotrą do naszych krajów, w których też będzie już mniej żywności, więc:
Dochodzi do wojen o żywność
Wojen, lokalnych pogromów, eksterminacji. Nie będzie to oczywiście agresja jednostronna: my europejczycy będzie starali się pozbyć przybyszów, a przybysze nie mając dokąd wrócić nie będą z założonymi rękoma czekać na śmierć. Nie chcę sobie wyobrażać jak dokładnie będzie wyglądała Europa, ale jeśli już teraz mamy taki problem z imigrantami… to raczej europejska prawica i nacjonaliści powinni przejmować się już teraz globalnym ociepleniem, a paradoksalnie to tzw lewacy biją na alarm.
Zaczyna brakować wody
Wyższa temperatura to coraz dłuższe susze. Już teraz miewamy z tym coraz większy problem ale czeka nas tylko zmiana w jednym kierunku: susze będą dłuższe i częstsze. Im wyższa temperatura, tym dłuższe i tym częstsze.
Zaczyna brakować najpierw deszczów do podlewania pól, potem do chłodzenia elektrowni węglowych. Zatem:
Następują wyłączenia prądu
Tak, także w Polsce. I wszystko staje: nie ma światła, nie ma internetu, nie działają pompy paliwowe na stacjach benzynowych, więc nie ma transportu.
Tornada
Wyższa temperatura to zwiększenie obszaru na świecie, na którym dochodzi do ekstremalnych warunków pogodowych: tornad, tajfunów. Także w Polsce fruwać będą domy, a uciec nie będzie jak z powodu braku transportu.
Wymieramy
Niestety. W krajach bliższych równikowi temperatura i wilgotność jest tak duża, że przekroczony jest próg po którym nie chłodzi nas już pocenie się (pocić się możemy tylko poniżej tzw temperatury mokrego termometru), organizm się przegrzewa i umiera. Więc jeśli ktoś jeszcze nie wyemigrował, nie przeżyje.
Jeśli ktoś wyemigrował zginie lub zabije kogoś w walce o żywność w “chłodniejszych” krajach.
Jeśli ktoś przeżyje w tej wojnie, zginie nie mając jedzenia, nie mogąc dojechać do miejsca w którym wciąż jest jedzenie lub nie mogąc uzyskać pomocy medycznej w nieczynnych, pozbawionych leków i prądu szpitalach.
Wszystko to będzie następować stopniowo
Żebyśmy się dobrze zrozumieli: to wszystko nie stanie się z dnia na dzień. Nie będzie tak, że w ciągu miesiąca zabraknie żywności i prądu, Afryka zmieni się w piekarnik i wybuchnie globalna wojna. To będzie następować… wróć: już się zaczęło i będzie zwiększać się stopniowo. Już w tym roku pietruszka kosztowała grubą kasę, bo mieliśmy suszę w tym i poprzednim roku. Coraz częściej i coraz więcej produktów spożywczych będzie coraz mniej. Już z 10 lat temu doszło do olbrzymich zamieszek w Indiach z powodu braku cebuli (w tym kraju cebulę się je tak jak u nas ziemniaki) i takich konfliktów będzie coraz więcej w coraz większej ilości miejsc na świecie. Co miesiąc obszar zdatny do zamieszkania czy uprawy zmniejszy się niezauważalnie, ale się zmniejszy. Będzie tylko gorzej.
Naukowcy mówią, że:
Wyginie około 80% ludzkości
To bardzo dużo, 6 miliardów ludzi i oznacza to koniec obecnej cywilizacji.
Obecny kłopot, to że każdemu się wydaje, że on lub jego dzieci załapią się do tych 20% któremu się uda, więc pozostają bierni.
W 10 minut dobrze wytłumaczone. TL;DR: to nie są de facto pożary lasów, a wypalanie traw w miejscach wykarczowanych pod uprawy rolne. Ilość wypalań jest taka sama jak w ubiegłych latach, a temat został sztucznie rozdmuchany (po co, to zobaczcie już w filmie). I kilka innych kwestii związanych ze znaczeniem lasów amazońskich dla planety.
Pan powyżej to właśnie Clair Patterson, nawet wikimedia nie mają lepszej jakości jego zdjęcia niż ta miniaturka. Nigdy nie dostał Nobla i nie uzyskał sławy poza światem naukowym (a i w nim jest też mało znany, gdy Nature publikował o nim artykuł, napisano o nim she myśląc, że skoro Clair to musi być kobieta).
Ktoś z was pamięta jeszcze paliwa ołowiowe? To właśnie ten pan stoczył samotną walkę, wbrew koncernom i z kłodami rzucanymi mu pod nogi przez świat naukowy by pozbyć się ołowiu z paliw.
Ołów zaczął być dodawany w latach dwudziestych do paliwa gdy odkryto, że pozytywnie wpływa na redukcję stuków w tłokach. Przy okazji jego produkcji od wdychania oparów ludzie ginęli w liczbie po kilku dziennie, a jeszcze więcej stawała się warzywami po nieodwracalnym uszkodzeniu układu nerwowego.
Problem z ołowiem jest bowiem taki, że akumuluje się w naszych organizmach (w ogóle nie jest wydalany), a większe ilości powodują właśnie silne skutki neurologiczne. Ogólnie mówiąc, nasz układ sterowania jakim są neurony po kontakcie z ołowiem odmawia posłuszeństwa z losowymi skutkami: w zależności gdzie akurat “uderzy” albo dostaniemy zawrotów głowy, albo zatrzyma się serce, albo zmienimy się właśnie w warzywo.
Produkcja dodatku etylowego na bazie ołowiu to jednak duży biznes, więc firmy robiły to w najlepsze cały czas zaprzeczając jakimkolwiek problemom. Było to na tyle cyniczne i wyrachowane, że nijaki Thomas Midglet, odkrywca korzyści z etylenu dla silników spalinowych, choć sam uległ zatruciu ołowiem i dobrze wiedział, że niemal nie przepłacił tego życiem, nadal zapewniał, że wszystko jest ok. Był bowiem równocześnie szefem firmy Ethyl – największego producenta ołowiowego dodatku do paliwa.
Midglet zasługuje tu na dygresję: pewnego dnia postanowił po cichu wymiksować się z ołowiu wiedząc jak fatalny jest to pierwiastek i zaczął pracować nad czymś innym. I… wynalazł freon, który rozwalił nam warstwę ozonową. Jeśli jeszcze nie uważacie, że Midglet to partacz wszechczasów, to wiedzcie, że wynalazł on też dźwignię do podnoszenia się z łóżka, w której linki się zaplątał i udusił.
Firma Ethyl nadal istniała i truła nam środowisko, ludzie nadal wdychali ołów ze spalin i akumulowali go w swoich organizmach i wtedy przyjrzał się mu Patterson. Dość późno, bo dopiero po 40 latach od wynalezienia etylu (dokładniej: czteroetylku ołowiu ale w skrócie nazywa się go właśnie etylem a paliwo z jego zawartością etyliną) ktoś na serio zaczął badać jakie są jego skutki działania. Wcześniej wszystkie prace były finansowane przez koncerny paliwowe i wychodziło z takich badań, że jest to związek super fajny.
Patterson się z tym nie zgadzał. Badał szkodliwość i naciskał by wycofano go z paliwa. Koncerny paliwowe to jednak wielkie ryby i dość szybko rządowe instytucje dziwnym zbiegiem okoliczności przestawały finansować jego badania. W tym także instytucje mające stać na straży zdrowia obywateli. Pojawiały się naciski i próby przekupstwa by Patterson stracił swoją posadę na uniwersytecie. To się nigdy nie stało, ale choć miał wielki dorobek naukowy w badaniach nad ołowiem, tracił posady w kolejnych państwowych komisjach zajmujących się przemysłem i zdrowiem.
Ostatecznie mu się udało i od lat 90tych nie produkuje się paliw z ołowiem, nieco później wycofano go także z farb i puszek na żywność. Ale czy ktoś z was słyszał o tym człowieku?
(To przy okazji ten sam facet, który ostatecznie określił wiek ziemi i do dziś jego obliczenia przez 50 lat nie zostały podważone).
Źródło: książka “Krótka historia prawie wszystkiego”, rewelacyjna, polecam.
O kurcze, jakie to jest dobre. Tłumaczenie wygenerowane przez ten serwis wygląda właściwie jak język naturalny, zresztą sprawdźcie sami. Poniżej wkleję też tłumaczenie tego, co właśnie tutaj piszę.
https://www.deepl.com/Translator
Oh, man, that’s good. The translation generated by this website looks like a natural language, check it out for yourself. Below I will paste the translation of what I am writing here. 1
To jest wpis sprawozdawczy z wakacyjnego wyjazdu na Korfu, z którego właśnie wróciłem. Jeśli komuś nie chce czytać, to w skrócie: to był najlepszy wyjazd wypoczynkowy jak do tej pory i już siedzę i sprawdzam opcję jak tam wrócić. Jeśli ktoś szuka miejsca na wakacje z dziećmi i chciałby uniknąć ogromu turystów, zdecydowanie polecam. Dziękuję za uwagę. 😉
Dlaczego tam
Wyjazdy wakacyjne dzielę na dwa rodzaje: wyprawy i wypoczynkowe. Wyprawą jest wypad do Gruzji czy Iranu gdzie jedziesz głównie zwiedzać, a w czasie wyjazdów wypoczynkowych spędzasz czas opalając się i ewentualnie raz na jakiś czas zwiedzając okolice. Wyjazd na grecką wyspę Korfu był wyjazdem wypoczynkowym.
Rok temu byliśmy w chorwackim Splicie i siłą rzeczy pojawią się tu porównania z nim. Tym razem z żoną i znajomymi zrobiliśmy sobie głosowanie gdzie chcemy jechać (każdy mógł podać dowolną liczbę miejsc gdzie by chciał i zwyciężało te miejsce, które miało najwięcej głosów) i wypadło na Grecję. Był to dla mnie pierwotny wybór na zasadzie “może być”, a dopiero na miejscu się ogromnie pozytywnie zaskoczyłem. Dlaczego Korfu a nie jakieś inne miejsce w tym wielkim kraju z tysiącem wysp, już nie pamiętam. Chyba zdecydował relatywnie tani i bezpośredni lot.
Sugerowałem też znajomym by tym razem spróbować może gotowy wyjazd z biura, ale wszyscy byli przeciw. Jak zwykle na mnie spadło zorganizowanie większości spraw, ale ja to nawet lubię 🙂
Samolot
Na Korfu z Warszawy lata LOT i Wizzair. LOT jest tańszy od Wizza jeśli chce się lecieć z bagażami (a to jedyna opcja jak się leci na dwa tygodnie i z dziećmi). Za bilet zapłaciliśmy około 900 złotych w obie strony. Samolot lata w niedzielę.
Moje lifehacki związane z LOTem:
Lifehack numer jeden: jeśli kupujesz 2 bilety dla dorosłych i 2 dla dzieci, dorosłym kup bilet bez bagażu (jest tańszy) a dzieciom z bagażami (jest tańszy bo dla dzieci, a bagaż ma wliczony za darmo albo w niższej cenie niż dla dorosłych, teraz już nie pamiętam)
Lifehack numer dwa: takie jak wyżej kombinowane kupowanie nie jest możliwe na stronie (wszystkie bilety musisz kupić takie same) więc trzeba dzwonić na infolinię i tak kupować. Za kupowanie przez infolinię jest dopłata, ale wystarczy powiedzieć, że dzwonisz bo strona nie działa i wtedy nie ma tej opłaty. Ja akurat dzwoniłem bo faktycznie nie działała, ale po kilku miesiącach widzę, że to jest po prostu norma: nawet dziś nie udało mi się sprawdzić cen biletów bo co chwila wyświetlała, że “sesja wygasła”. Tak więc możecie śmiało dzwonić i mówić, że nie działa (pracownicy po drugiej stronie słuchawki są już chyba do tego przyzwyczajeni), albo jak chcecie byś super uczciwi, poczekajcie kilka chwil i strona padnie i można z czystym sumieniem dzwonić 😉
Miejscowość i nocleg
Większość turystyki na Korfu koncentruje się na północnej części wyspy, ale my wybraliśmy skrajne południe. Przypadkiem, po prostu szukałem na AirBnb jakiejś fajnej chaty dla sporej grupy osób (6 dorosłych i dwójka dzieci). I znaleźliśmy po prostu miejsce arcyrewelacyjne.
W polu, nieco na nadmorskich mokradłach, a nieco na zarośniętych nieużytkach, w połowie drogi między między umiarkowanie turystycznym Lefkimmi, a umiarkowanie turystyczną plażą stoi ten oto dom:
Różowy domek jak z bajki. Lewa część zamieszkana jest przez teściów właściciela, prawa to parter plus dwa piętra do wynajęcia.
Bardzo ładny, zadbany i przemyślany dom z mnóstwem zacienionych miejsc chroniących przed greckim słońcem, udogodnieniami i zabawami dla dzieci (łóżeczka, huśtawki, ślizgawka, dużo zabawek po dzieciach gospodarza…). Nocowałem w wielu miejscach z Airbnb i te jest naj-le-psze. Jeśli wrócę na Korfu (a na pewno wrócę), to do tego właśnie domu.
Nagrałem krótki film prezentujący dom. Nie wszystko udało się pokazać, bo np w pokojach akurat ktoś był albo łazienka na piętrze była zajęta, ale proszę:
Myślicie, że kiepsko jest mieszkać z jakimiś tam teściami za ścianą? Otóż wręcz przeciwnie! Rewelacyjni ludzie. Nic im nie przeszkadzało, a biegające dzieci były dla nich atutem, bo sami mają wnuki, za którymi tęsknią. Bawili się z nimi nieco, nauczyli kilku słówek po grecku. Nam z kolei co chwila przynosili greckie jedzenie. Tacy dobrzy sąsiedzi co na koniec płakali ze wzruszenia jak wyjeżdżaliśmy! Serio!
Wady domu? Nie zauważyliśmy.
Plaża
Tak wygląda:
Nazywa się Bouka i ma bar:
I cała zastawiona jest leżakami:
W skrócie:
plaża piaszczysta w całości (na plaży i pod wodą)
woda oczywiście przezroczysta
fale małe, jedynie od przepływających statków
zejście łagodne, dorosła osoba może spokojnie dojść po dnie na jakieś 150 metrów w dal
pod wodą niestety brak widoków poza przepływającymi rybkami, więc pływanie z rurką i maską jest nieco nudne
leżaki są za zamówienie czegoś w barze, ale bar nie zwraca uwagi jak dużo zamawiasz (w ekstremalnym przypadku można nawet przesiedzieć cały dzień pijąc jeden soczek za 2,5 euro)
bar nie zwraca na to uwagi, bo nie ma tam za dużo turystów i zawsze jakieś leżaki są wolne. Głownie lokalni turyści mówiący po grecku, widoczna grupa turystów z innymi językami, Polaków spotkaliśmy tam może 3 razy w ciągu 2 tygodni
bar ma świetne jedzenie, więc na pewno na jednym soczku za 2,5 euro nie skończysz
obok plaży wypływa rzeka, oddzielona falochronem. Niestety raz jak wiał od niej wiatr, było dość mocno śmierdząco
Porównując do Splitu, poza gorszym widokiem pod wodą, wszystko na plus. Nie trzeba męczyć się na kamieniach, ceny w barze niższe, a leżaki za darmo (tam albo leżaków nie było, albo trzeba było za kilkadziesiąt zł wypożyczyć na cały dzień)
Dodam jeszcze, że do plaży od domu można dojść w 5-9 minut.
Transport
Choć jest jakiś autobus między stolicą Korfu (która też się nazywa Korfu) a Lefkimmi, to jednak trzeba wynająć samochód. Koszt to 900 złotych na dwa tygodnie za najmniejszego Fiata Pandę czy Nissana Micra (wynajeliśmy te dwa właśnie). O dziwo można tam się zmieścić z dwoma fotelikami (trzeba dopłacić 140 euro za wynajęcie), dwoma walizkami i nawet wózkiem.
Dom znajduje się za miastem, a do samego Lidla jest ponad 4 km. Nie da się więc ogarnąć codziennych zakupów bez takiego transportu, a i czasem trzeba coś pozwiedzać.
Zwiedzanie
Na samym Korfu nie ma zbyt wiele zabytków, a na pewno nie ma nic monumentalnego. Miejsca, które zwiedziliśmy:
Angelokastro – zamek na wzgórzu nad bardzo ładnymi plażami. Jeśli ktoś lubi nurkować z rurką to polecam właśnie tam w jednej z zatoczek. Ale uprzedzam, że trafiła się nam wtedy wyjątkowo lodowata woda
Widok z Angelokastro na zatoczki
Miasto Korfu – starówka bardzo przypominała mi Split, nawet tłumy te same
Zamek Gardiki – trochę lepiej zachowany zamek od Angelokastro i nie trzeba wspinać się na górę. Do tego obok znajduje się laguna, która też jest jakąś atrakcją
wejście na zamek
Wyspy Paxos i Antipaxos – całodniowa wycieczka statkiem z wpłynięciami w morskie jaskinie, kąpielą z pokładu statku i zwiedzaniem na własną rękę miasta na Paksos.
Albania – Korfu leży przy granicy tego kraju, więc musieliśmy się wybrać. Okazało się, że najtaniej będzie wykupić wycieczkę, która autokarem dowiezie do portu, wsadzi na statek, na miejscu zwiedzanie na własną rękę. Zobaczyliśmy w ten sposób miasto Saranda i pobliski park Butrintit z zabytkami z czasów rzymskich. Kraj bardzo fajny, ale jakość gastronomii fatalna.
Samo Lefkimmi to jak wspomniałem dość mała miejscowość bez widocznych w dzień turystów, położona nad rzeką. O dziwo wieczorami wszystkie 4 knajpki nadrzeczne były zapełnione.
Jeśli komuś znudzi się sielanka, obok Lefkimmi jest mega turystyczne Kavos. Nie mam żadnych zdjęć, bo nie ma tam nic do fotografowania: jedna długa ulica przeładowana straganami z pamiątkami i dziesiątkami barów i dyskotek, zatłoczona pijaną młodzieżą, głównie z Wielkiej Brytanii.
Kuchnia grecka
Kolejne bardzo pozytywne zaskoczenie. Choć z greckiej kuchni już prze wyjazdem lubiłem ich Suvlaki po tym jak odkryłem, że to przecież dokładnie to samo co rwandyjskie szaszłyki, które tam ciągle jadłem, odkryłem teraz, że z tej kuchni mi wszystko smakuje! Jestem fanem. Saganaki, moussaka, tzatziki (nie uwierzycie, ale nie próbowałem do tej pory)… Co nie spróbowałem, to super!
Jak ktoś wie, gdzie w Białymstoku znajdę sklep z pitą (pieczywem takim), dajcie znać w komentarzu.
Ceny
Na koniec jeszcze ceny. Jest taniej niż z Chorwacji, powiedziałbym, że są zbliżone do cen polskich. Oczywiście w turystycznych barach i restauracjach jest nieco drożej, ale tylko nieco. W Lidlu właściwie tak samo, a wino taniej.
wino w Lidlu po 2,6 euro za 1,5 litra (czyli jakby dwie butelki za jakieś 15 złotych łącznie)
suvlaki po 2 euro za szaszłyka w barze na plaży
sok pomarańczowy, ice coffee po 2,5 euro podane do leżaka na plaży
wino na plaży po 3 euro za “kieliszek” (plastikowy kubek)
piwo w barach po 2-3 euro za przeważnie 330 ml
piwo w Lidlu po 1,8 euro za 0,5 puszkę
Ceny w restauracjach
Oto kilka zdjęć kart z różnych restauracji, ceny oczywiście w euro:
Minusy
Były też pomniejsze wady i półwady.
Na pewno wadą jest ogromna ilość os. Latają wszędzie i przeszkadzają w jedzeniu. Dowiedzieliśmy się, że to pora roku na nie ale też nauczono nas sztuczki: trzeba podpalić trochę zmielonej kawy i osy uciekają, bo nie lubią tego zapachu.
Półwadą jest południowa bylejakość. Śmieci składowane są ogromnych hałdach przy drogach (ale są zbierane przez śmieciarki i wywożone). W domach, barach itp śmieci się w ogóle nie segreguje. To wkurzało, bo podczas gdy cała Polska zmieniła domowe kuchnie w mini punkty segregacji śmieci (kosz pod zlewem na zwykłe śmieci, jakaś skrzynka na papierowe, reklamówka na klamce na plastiki i jeszcze jakiś kubełek na bio) i powiedziano nam, że to temu, że Unia wymaga, no to halo: Grecja też jest w Unii i tam nikt tego nie robi.
Ta byle jakość jest półwadą, bo objawia się też w stylu jazdy. Jeździsz jak chcesz, parkujesz gdzie chcesz. Mi to się podobało, bo nie ma żadnej spiny. Nikt na nikogo nie krzyczy jak człowiek zatarasuje całą drogę zostawiając samochód na środku i idąc do kiosku pić gazetę. Wszyscy czekają i nikt nie trąbi 🙂
Podsumowanie
Napisałem, że będę porównywać ze Splitem, a właściwie nie porównywałem, więc może zrobię to w podsumowaniu:
mieszkanie było nieziemskie. W Splicie też z Airbnb właścicielka wysyłała nam smsy byśmy nie szurali krzesłami, bo ona mieszka na dole, a tu nikomu nic nie przeszkadzało, łącznie z przesiadywaniem na podwórku do 3 w nocy. Do tego w każdym pokoju klimatyzacja (w Splicie tylko w salonie, a sypialniach sauna)
woda w morzu codziennie ciepła, przezroczysta. Dno lepsze niż w Chorwacji bo bez kamieni. Widoki podwodne jednak gorsze
Ceny niższe niż chorwackie
Ludzie super mili. Wystarczyło, że na chwilę w Korfu zatrzymaliśmy się z dziećmi czekając na znajomych, a z budynku poczty wyszedł Pan i powiedział nam, żebyśmy weszli do środka schować się przed upałem lub, że przyniesie nam wodę.
Brak turystycznych tłumów jakie były normą z Splicie (oczywiście to porównanie wioseczki w Grecki z wielkim miastem, ale fakt jest faktem)
Od właściciela domu wziąłem namiary by zarezerwować w przyszłości dom bez pośrednictwa Airbnb i na pewno tam wrócę!
Na Youtube właśnie pojawił się ostatni odcinek minicyklu opisującego jak to się stało że niegdyś najbogatszy kraj Ameryki Południowej stoczył się do poziomu trzeciego świata i naprawdę szczerze polecam.
Część pierwsza…
…druga…
…i trzecia.
Kanał dodany do subskrybowanych a jak tylko uda mi się przebić przez błędy Patronite, na pewno rzucę kilkoma złotymi. Widać, że filmy są zrobione solidnie, więc warto wspierać.
Tak mi się przypomniało coś, co wiem od dawna, ale akurat temat jakby wraca. Wczoraj Polski rząd podpisał umowy na zbrojenie zakup sprzętu z USA i już czuję, że za jakiś czas będzie z tego jakaś chryja (chyba, że jak to co niżej zostanie to wyciszone).
Pamięta ktoś zakup F16 i że rząd SLD trąbił, że to sukces, bo cała kasa wróci do nas w ramach offsetu, czyli amerykańskich inwestycji w polski przemysł? Nie wróciła, a na pewno nie cała.
W tym samym czasie Polska jarała się niebieskim laserem i jak będziemy mieli z tego miliardy, bo trafi to do każdego odtwarzacza płyt. BlueRay DVD już powoli przechodzą do lamusa, a jakoś nic nie słychać abyśmy z tego coś mieli, prawda? 🙂
Zapraszam do lektury wpisu wiceprezesa firmy pracującej wtedy nad tym laserem. Najpierw Lockheed-Martin ogłosił, że dofinansuje rozwój kwotą 500mln USD z czego ostatecznie okazało się, że chcą zrobić cztery wideokonferencje, w czasie których polska strona będzie zadawać pytania a L-M będzie odpowiadać. Koszt jednej wideokonferencji wg L-M to 24 mln USD. Firma się nie zgodziła i ostatecznie z 500 mln nie dostali kompletnie nic.
A gdzie polski BlueRay? Ci sami Amerykanie w ramach offsetu odkupili od nas patenty na jego produkcję i tak oto offset zrealizowali. A my o miliardowych dochodach możemy tylko pomarzyć. 0
…coś wspominają, że Joch Wick, albo, że Matrix chcę tylko przypomnieć – a raczej poinformować, bo pewnie młodzi jesteście i nie wiecie, że taki film był – o Johnnym Mnemonicku.
Keanu biegał tam jako kurier przenoszący dane w czipie wbudowanym w głowę i ganiali go bandyci. Jeśli nie do tego nawiązał CD Project zapraszając Keanu do wystąpienia w grze, w której koleś biega jako kurier przenoszący dane na czipie wbudowanym w głowę, to ja nie wiem. 0
W latach 1942-1949 do środkowowschodniej Afryki uciekło około 19 tysięcy Polaków. Obie strony, zarówno Afrykańczycy jak i polscy uchodźcy zapamiętali to bardzo miło.
Klaruje się nowa strategia Alphabet (Google) i zarazem koniec przyjemnych czasów dla internautów. Wszyscy już pewnie zauważyli, że od niedawna można pozbyć się reklam z mobilnej wersji Youtube płacąc za Youtube Premium (a przy okazji w darmowej wersji reklamy zrobiły się nieco bardziej uciążliwe: do tej pory niepomijalne reklamy trwały maksymalnie 5 sekund, teraz jest to trzy razy dłużej).
I dziś kolejny symptom nowej strategii. Jakiś czas temu Google już zapowiedziało, że blokery reklam w Chrome będą działać znacznie gorzej (teraz reklamę można zablokować jeszcze zanim pobrana zostanie z sieci, więc nie są wykonywane zbędne połączenia i zużywany transfer) ale już niedługo to nie będzie możliwe. Dziś uzupełnili tę informację: będzie to działać po staremu, ale tylko w przypadku “enterprise” użytkowników Chrome (czyli firm płacących Googlowi za support).
Nie oceniam czy to dobrze czy źle. Mieliśmy fajne czasy, ale się one powoli kończą wraz z rosnącym monopolem Google. Fajne czasy za to zaczynają się dla branży reklamowej.
No chyba, że ktoś używa Firefoksa. W nim nadal będzie można blokować reklamy po staremu. Zatem instalujcie bo to też może ostatni fajny moment otwartej sieci – prędzej czy później Google zacznie użytkownikom innych przeglądarek niż googlowy Chrome serwować gorsze wersje stron czy w ogóle blokować.
Gdy logujesz się do kantora Alior hasło musisz wpisywać w ten sposób:
(to nie jest mój prawdziwy adres email)
Jest to strasznie niewygodne i dość łatwo się pomylić przepisując z zapamiętanego hasła odpowiednie literki. Właśnie dziś się kolejny raz pomyliłem.
Przemek podpowiedział mi, że on sobie odpala konsole ruby, wpisuje hasło jako zmienną i potem pobiera odpowiednie znaki ze zmiennej i wpisuje je ręcznie na stronie.
Bardzo dobry pomysł, który natchnął mnie by zrobić to jeszcze prościej. I tak w pół godziny stworzyłem rozszerzenie do Firefoksa, które na stronie logowania wyświetla okienko na podanie całego hasła i samo uzupełnia odpowiednie pola:
Rozszerzenie dla Chrome i pochodnych (jeszcze nie ma, chodź kod jest ten sam; po prostu nie chce mi się publikować na razie. Napisz mi w komentarzu jeśli potrzebujesz, a może zmotywuje mnie to do publikacji w odpowiedniej bazie 🙂 )
Kod źródłowy, tego typu rozszerzenia są potencjalnie niebezpieczne bo bawią się hasłami i to w dodatku do platform gdzie trzymacie pieniądze. Dlatego też przejrzyj ów kod sam by się przekonać, że wpisane hasło nie trafia nigdzie indziej niż do odpowiednich krateczek na stronie Aliora. To tylko 10 linijek kodu. Oczywiście jeśli nadal się boisz, nie używaj 🙂 Zrobiłem te rozszerzenie głównie dla siebie.
Właściwie często to nie sama praca sprawia, że po wróceniu do domu czujecie się zmęczeni, ale fakt, że przez kilkanaście minut po niej musicie wgapiać się w bijące po oczach światła hamulca w samochodzie stojącym przed wami w korku.
Mój pomysł dla producentów samochodów. A gdyby tak wykorzystać fakt, że większość nowych samochodów ma z tyłu czujniki zbliżeniowe i gdy podjedzie pod tylny zderzak kolejny samochód, przygasić te światła odrobinę?
Niestety nie jest to czynnik, który w pierwszej kolejności decyduje o zakupie samochodu (bo to ułatwienie nie dla właściciela, a tego “wroga ulicznego”, który za nim stoi), ale czy na pewno? Ja gdybym zobaczył, że jakaś marka myśli także o mnie, na pewno postrzegałbym ją lepiej niż inne. Lubię takie little big details.