Bambi Killer

Kolejna, osiemnasta i –  jak się dowiedziałem ostatnia już na szczęście – moja wyprawa do Zakopanego przybrała nieoczekiwany przebieg. Gdzieś pod Kielcami o drugiej w nocy w świetle reflektora zobaczyłem głowę sarenki, tak mniej więcej 4 metry od samochodu i w czasie mniejszym pewnie niż 1/4 sekundy ciało doczepione do owej głowy zrobiło porządne wgniecenie w samochodzie.

Z jednej strony zgadzam się z opinią przybyłych na miejsce zdarzenia policjantów, że winę tutaj ponosi sarna, bo gdy jedziesz sto kilometrów na godzinę, w dodatku po czymś co wygląda jak droga ekspresowa (drogą ekspresową nie jest, ale po obu stronach są barierki i na środku wysepka z barierkami) nie masz szans w cztery metry wyhamować gdy wbiega ci pod koła zwierze. Z drugiej strony szkoda zwierza, nieważne jak głupim zwierzem jest.

Choć w pierwszej chwili podejrzewałem, że to będzie już koniec mojej wyprawy – spod samochodu wypływała coraz większa kałuża czegoś co wziąłem za płyn chłodniczy, reflektor nie działał, a cały przód był ogólnie pogięty – na miejsce dojechałem jeszcze tej samej nocy. Kałuża była kałużą płynu do wycieraczek, a naprawa reflektora sprowadziła się do ponownego podłączenia rozłączonej siłą uderzenia wtyczki.

W Zakopanem lekarz spojrzał na mnie, powiedział, że wszystko jest ok (to jest k*wa najlepsze: raz na pół roku muszę przejechać całą Polskę, potem wrócić przez całą Polskę, czasem zaliczyć bonus w postaci sarnich flaków na samochodzie, tylko po to by lekarz spojrzał na mniej i powiedział, że wszystko jest ok) i następną wizytę mam za trzy lata, przy czym nie jest ona już obowiązkowa. Pozwolę sobie więc nie skorzystać.

Trzeba będzie na przyszłość zmienić upodobania i na podróże wybierać raczej dzień niż noc. Bo jestem pewien, że nawet jakbym jechał cały czas szepcząc sobie pod nosem “uważaj na sarenki, uważaj na sarenki” jak drugi raz taka Bambi wwaliła by mi się pod koła, znów by przegrała ten wyścig. W 4 metry przy 100kmh nawet nie zdąży się przełożyć nogi z pedału gazu na pedał hamulca. Zresztą i przy 50kmh też raczej nie.

* * *

Zastanawiam się jak długo trzeba czekać na pierwszy komentarz pod wpisem, w którym ktoś nazwie mnie piratem drogowym, za to, że przyznaję się publicznie, że przy ograniczeniu do 90kmh jadę setką. I to w środku nocy!

00

Comments

Długo czekać nie trzeba ;p Mi też ostatnio sarenka wyskoczyła i na szczęście udało mi się tak zahamować że tylko reflektor kopytem stłukła (ma szczęście) – a sam nawet nie wiem ile jechałem, ale pewnie delikatnie szybciej niż było można ;p

Alina pisze:

Witam, trochę żałuję, mieszkam tuż obok zakopanego i w sumie pewnie z chęcią wypilabym kawę w Twoim towarzystwie. No cóż, kolejnej okoliczności-raczej-już-nie-będzie :-). Nie zagladam TU prawie wcale, ALE kiedyś tam przypadkowo, szukałam informacji o tym co się wydażyło w Rwandzie i tak trafiłam na Twoj blog. Ty akurat za parę dni wracałeś i wlaśnie byleś w trakcie “zbierania” kasy. Bez wątpliwości, zrobiłam przelew. Od tego czasu ZAWSZE śledzę wszystko z napisem RWANDA. Dzieki Twojemu blogowi, ten kraj jest mi jakby trochę bliższy. Teraz właśnie ogladam ” Czasem w kwietniu”, parę dni temu bardzo dobry program o Rwandzie dziś ogladałam na religia tv, (program niemieckich protestantów). Pozdrawiam seredcznie. Alina

Konrad Karpieszuk pisze:

oj nie wiem czy bym zajechal 🙂 juz mialem propozycje z poludnia polski bym sie zatrzymal nawet na noc, ale wolalem jak najszybciej calosc miec za soba 🙂 ale dziekuje za propozycje 🙂

Tomek pisze:

Ja też kiedyś potrąciłem sarnę i to w dzień właśnie. Wyskoczyła na 4 metrowy nasyp, którym jechałem , gdybym jechał troszkę szybciej (jechałem 80 km/h) to skończyło by się na tym, że uderzyła by w drzwi mojego samochodu. Jednak najdziwniejszą rzeczą było to jak w ciągu zaledwie 2-3 minut jej oczy z przestraszonych zrobiły się zupełnie mętne i pozbawione życia. Pierwszy i jak na razie ostatni raz widziałem śmierć z tak bliska. W sumie jest to jedno z najbardziej refleksyjnych doświadczeń jakie do tej pory przeżyłem. Nawet śmierć bliskich z rodziny nie była tak niecodzienna jak to zdarzenie – nie byłem przy nich w chwili śmierci.

Alina pisze:

eeee tam, nie musiałbyś nigdzie zajechać, codziennie jestem w zakopanem 🙂 ale rozumiem, w końcu to szmat drogi. Jeszcze raz pozdrawiam. (a na marginesie- u nas dzisiaj sypie śnieg….)

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.