Tag: praca

Najlepszy lep na klientów

W swoim życiu usłyszałem to pytanie na tyle dużo razy, że wielokrotnie zastanawiałem się jak powinna wyglądać na nie odpowiedź. Kilka razy podchodziłem do napisania wpisu o tym i za każdym razem wpis ten kończył co najwyżej jako szkic.

Pytania “Jak zostać dobrym programistą?”, “Skąd znajdować zlecenia na strony?” i różne ich wariacje.

Bo kimże ja jestem bym wypowiadał się na ten temat jak jakiś autorytet? 🙂 To prawda: jakoś tak się ułożyło że od momentu zrobienia pierwszej strony “za pieniądze” – a było to już z 14 lat temu – ani razu nie miałem momentu bym musiał szukać kolejnego zlecenia. Odwrotnie: to zleceniodawcy ustawiali się w kolejkę, czasem tak długą, że wpadłem na pomysł zrobienia strony wpzlecenia.pl – początkowo miejsca gdzie chciałem odsyłać część z nich z mniej ciekawymi propozycjami, a z czasem dobrze rozpoznawalnej marki w WordPressowym świecie.

Choć już od ośmiu lat nie zajmuję się przyjmowaniem zleceń – pracuję na etat w firmie wykonującej WordPressowe wtyczki – to wciąż raz na jakiś czas dostaję zapytanie o wycenę zlecenia i czy się jego podejmę.

Więc jak mi się to wszystko udaje i to mimo tego, że programistą jestem co najwyżej średnim?

Na szczęście nie muszę się rozpisywać. Zobaczcie ten wpis: Do Things, Tell People. Serio, idźcie tam przeczytajcie (nie jest długi, ale idealnie mówi to, co chciałem napisać wiele razy ale mi się nie udawało) i potem tu wróćcie (lub nie).

Poza robieniem ludziom stron, pisaniem wtyczek, poprawianiem już istniejących wyprysków internetowych, to co robiłem i sprawiło, że klienci ustawiali się w kolejki to fakt, że pisałem i mówiłem o tym.

Gdy zrobiłem pierwszą stronę, napisałem o tym na tym blogu i zaraz miałem kolejnego klienta, bo przeczytał mój wpis. O jego stronie też napisałem i napisałem nie tylko tu, ale i na flakerze (już nie istnieje, taki trochę twitter z Polski) i miałem kolejnych klientów.

Występowałem na WordCampach przez co stałem się widoczny w kolejnych miejscach i stamtąd też przychodzili klienci.

(Współ)napisałem książkę od WordPressie! Organizowałem WordCampy i WordUpy! Prowadziłem stronę z poradnikami jak coś zrobić w WordPressie!

Gdy podesłałem poprawkę do samego WordPressa i została ona zaakceptowana i włączona do niego, napisałem o tym gdzie tylko się dało.

Stworzyłem swoją własną wtyczkę do tworzenia sklepów internetowych na bazie WordPressa. I kilka innych wtyczek.

Z ręką na sercu, przyznajcie, że właśnie macie wrażenie, że czytacie wpis kogoś, kto się na WordPressie zna, co nie? Wiem, że tak. Bo tak to właśnie działa.

Co więcej, ilu z Was się zorientowało, że macie taką właśnie opinię o mnie, choć nigdy nie widzieliście ani jednej linijki mojego kodu?* A może mój kod jest brzydki i w ogóle działa tylko w środy albo jeszcze rzadziej? 😉

To powyżej na tym etapie nie ma znaczenia. By znaleźć klienta, musisz być rozpoznawalny. By być rozpoznawalny, musisz być widoczny. By być widoczny, musisz zacząć mówić i pisać o sobie. Łuhu, właśnie odkryliśmy marketing (i branding).

Ciekawostka: napisałem kiedyś wpis, że mam zamiar się uczyć Drupala. I tyle. Nic jeszcze nie umiałem i nawet nie było wiadomo jak mi ta nauka pójdzie (nie poszła). To nie przeszkodziło w tym, że w dwa tygodnie po wpisie w mojej skrzynce pojawiła się propozycja pracy przy stronie opartej na Drupalu.

Mówienie o tym, co się robi zawodowo to najlepszy lep na klientów.

___
*) Jedna linijka kodu to dokładnie tyle, ile dodałem do samego WordPressa i zostało to zaakceptowane. Ale bez wspominania o tym, moja kontrybucja brzmi o wiele poważniej.

1

W pracy przy komputerze przeszedłem już 97 kilometrów

Dziś jest globalna akcja #WorkFromHomeDay gdzie podobno wszyscy pracujący z domu wrzucają na Instagrama swoje zdjęcie jak pracują. Nie mam instagrama, a ponadto chce wam opisać przy tej okazji coś innego.

Z domu – albo inaczej: nie z biura – pracuję już… od kiedy wróciłem z Rwandy, czyli będzie już ponad 10 lat. Przez ten czas wyprowadziłem się z pracą z faktycznego domu, gdy urodziły się dzieci, wynajmowałem lokal w którym wcześniej był fryzjer (co chwila ktoś wchodził z przyzwyczajenia by się ostrzyc i dziwił się widokiem, przepraszał i wychodził), potem bardziej formalne biuro, a jeszcze potem wróciłem do domu, ale domu rodziców.

Dodatkowo przez ten czas, siedząc 10 lat dzień w dzień 8 godzin przed laptopem, dorobiłem się potężnego bólu pleców.

Dodatkowo w ciągu ostatnich kilku miesięcy widziałem kilka razy informację, że podobno siedzący tryb życia jest bardziej niezdrowy niż palenie papierosów. A patrząc na siebie po tych dziesięciu latach, mogę to tylko potwierdzić.

Co więc robić? Już rok temu kupiłem biurko podnoszone do pozycji stojącej, ale nie sprawdza się. Chyba nie lubię stać więc i tak większość czasu po prostu siedzę przy nim i cierpię.

Od lat za to wiem, że na przykład Linus Torvalds (twórca Linuksa) w swoim domu ma “biurko do chodzenia”. Oto jak to wygląda:

Na jednym z naszych ostatnich WordUpów Sebastian opowiadał jak to fajnie jest pracować chodząc. Chodząc przyspieszamy krążenie krwii, mózg jest lepiej dotleniony i pracuje się nam efektywniej.

Też tak pewnie macie, że czasem w czasie spaceru wpadacie na genialne rozwiązanie problemu, co nie? Ja sam już tak robię od lat, że jak utknę z kodowaniem na jakimś problemie, biorę psa i idę na spacer. Albo do sklepu. Zawsze wtedy wpadam na rozwiązanie i aż się dziwie jakie ono jest proste.

Postanowiłem więc, że też będę miał takie biurko do chodzenia.

Współpracownicy podpowiedzieli mi jednak bym się wstrzymał. Co jeśli podobnie jak biurko do stania, okaże się, że to nie dla mnie? Będę miał wielki grat zawalający pół pokoju.

Nie głupie przemyślenie. Do tego takie biurko kosztuje od 700 złotych (sama bieżnia wkładana pod biurko napędzana jedynie mechanicznie siłą naszych mięśni) po 700 dolarów (bieżnia elektryczna) czy nawet jeszcze drożej.

Więc trzeba było się przejść na siłownię. Problemem jest jednak to, że żadna siłownia nie ma bieżni z blatem, na którym można by postawić laptop. Wszystkie mają te mniej lub bardziej ustawne panele z przyciskami.

Trzeba się było więc przygotować. Kojarzycie z podstawówki takie woreczki z grochem do ćwiczeń? No więc ja uszyłem taki, tylko wymiarów ryzy papieru (4,5 kg grochou!), od góry z kupionej w sklepie budowlanym wycieraczki domowej nakleiłem butaprenem gumowe łaty by laptop się nie zsuwał. Worek taki idealnie się dopasowuje do nierówności blatu bieżni, na górę stawiam laptop i chodząc pracuję. Tak to wygląda:

Pracuję tak już od końca lutego i przeszedłem w ten sposób już 97 kilometrów. Wiem to, bo bardzo dokładnie sobie notuję dzień po dniu ile przeszedłem, z jaką prędkością.

Nawet żeby się zmobilizować do chodzenia, rysuję sobie trasę na mapce gdzie hipotetycznie bym doszedł (idę w kierunku pewnego celu, o którym może wspomnę przy okazji innego wpisu)

Jestem już na Białorusi

Nie chodzę tak codziennie ale staram się by to były co najmniej trzy dni w tygodniu. I nie chodzę tak cały dzień: rano zaczynam pracę normalnie przy biurku, potem lecę na siłownię, po 2-3 godzinach bateria spada do prawie do zera więc wracam do pracy za biurko. Ale to i tak jest lepiej niż cały dzień za biurkiem.

Plecy czują się już lepiej. Właśnie potwierdzam ten efekt w drugą stronę: od tygodnia jestem przeziębiony więc nie chodzę na bieżnię i ból pleców wraca. Więc faktycznie to przez bieżnię/ruszenie się zza biurka choć na trochę.

Jak się pracuje? O wiele lepiej niż siedząco. Raz, że jak wspomniałem wyżej, gdy się ruszamy na mózg pracuje inaczej, więc i nasza praca biegnie dynamiczniej. Dwa, że będąc wśród ludzi na siłowni trudniej jest mi sie obijać. Nie wchodzę więc wtedy na żadne strony rozpraszające uwagę i odrywające od pracy tylko koduję, odpowiadam na maile i robię wszystko to, za co mi płacą. Tak, na bieżni jestem bardziej wydajny niż w domu.

Czy ludzie się śmieją? To kolejne pytanie, które słyszę jak komuś mówię jak pracuję. Przede wszystkim założyłem sobie, że mam to gdzieś co ludzie powiedzą. Jednak odpowiadając na pytanie: nie. Idę sobie na bieżni z laptopem, a obok mnie idzie kilka osób, z których część idąc gapi się w ekrany swoich smartfonów. Widzę, że czasem zerkają na mnie, szczególnie jak układam się tym grochowym workiem i potem laptopem na nim, ale jest luzik. Nie wiem co o mnie myślą, bo ani mi tego nie mówią, ani ich nie pytam 🙂 Myślę, że prawdziwy WTF to by był jakby ktoś na taką bieżnie wbił ze swoim pecetem, monitorem, klawiaturą… 😉

Czy sobie kupię bieżnię do domu? Nie. Odkryłem, że na siłowni mam ten dodatkowy mobilizator do pracy – mniej chętnie wchodzę na portale ze śmiesznymi obrazkami i lubię tę wartość dodaną. Więc zostaję na siłowni.

9

Gdzie freelancer może znaleźć zlecenia związane z WordPressem?

Postanowiłem choć trochę i przez chwilę nie być psem ogrodnika i podzielę się z Wami informacjami, gdzie w sieci są dedykowane miejsca, w których każdy, kto zna WordPressa choć trochę bardziej niż na poziomie dodawania do niego wpisów i zmieniania opcji w Kokpicie, może zarobić trochę grosza. Niestety miejsc takich nie jest dużo (a może po prostu ja nie znam więcej?)

Jobs.Wordpress.net

To chyba najpopularniejsze miejsce. Codziennie pojawia się około 10 ogłoszeń ze zleceniami, których charakter jest naprawdę różny. Od prostych próśb o modyfikację stylów, po zlecenia stworzenia zaawansowanych serwisów społecznościowych w oparciu o BuddyPress. Przy ogłoszeniach nie są publikowane budżety, jakie zleceniodawcy są w stanie nam zaoferować, więc odpisując na ogłoszenie sami musimy napisać ile sobie za naszą pracę liczymy (ja także dodaje termin wykonania prac). Dodatkowym plusem jest to, że w serwisie nie musimy sie rejestrować. To zwyczajna tablica ogłoszeń, na którą każdy może wysłać ogłoszenie podając dane kontaktowe (email) i my te dane widzimy od razu.

Mniej więcej rok temu dość intensywnie korzystałem z tego serwisu i przyznam, że niektóre ogłoszenia udało mi się przechwycić. Dużym utrapieniem jest jednak spora liczba ogłoszeń od ludzi – pośredników. Wiele bowiem osób wyłapuje lepiej płatne zlecenia odnośnie wordpressa w serwisach ogólno-freelancerskich (jak np elance.com) udając, że się zna na WordPressie, a gdy takie ogłoszenie mu się dostanie, wtedy szuka podwykonawcy  na jobs.wordpress. Komunikacja w takim wypadku jest fatalna, ostatecznie zlecenie okazuje się dotyczyć czegoś zupełnie innego niż pierwotnie i szczerze nigdy nie udało mi się go sfinalizować. Tak więc z miejsca odradzam przyjmować zlecenia z jobs.wordpress od osób, których nazwisko lub email wskazują, że są hindusami (przepraszam  za ten nacjonalizm, ale każda lepiej zorientowana osoba, wie jaka jest rola hindusów w informatycznym outsourcingu: to zleceniobiorcy, a nie zleceniodawcy).

Obecnie ze strony nie korzystam już w ogóle, bo jestem w tej komfortowej sytuacji, że (odpukać) nie muszę szukać klientów, a to klienci sami mnie znajdują.

WP Questions

Strona mniej popularna, ale musze przyznać, że ogłoszeń jest tam już coraz więcej. Kiedyś jak startowała było jedno ogłoszenie na kilka dni, obecnie jest już nawet kilka dziennie.

Strona działa zupełnie inaczej niż poprzednia. Trzeba się zarejestrować (zarówno zleceniodawcy jak i -biorcy), zleceniodawca dodając pytanie od razu wyznacza ile chce zapłacić temu, kto mu pomoże. Następnie wszyscy mogą w określonym czasie zamieszczać (jawnie w postaci komentarzy) swoje odpowiedzi na pytanie i na koniec zleceniodawca decyduje komu zapłaci (a zapłacić komuś musi, bo zadając pytanie dokonuje przedpłaty na konto WP Questions, serwis ten zresztą pobiera swoją prowizję).

Czy jest to skuteczne, nie wiem 🙂 Zawsze gdy tam zajrzę jest już tyle odpowiedzi na pytanie, że nie chce mi się dopisywać kolejnej. Widziałem, że Wojtek czasem udziela tam odpowiedzi, więc może wypowie się czy udało mu się coś w ten sposób zarobić 🙂

* * *

To wszystkie mi znane serwisy. Bierzcie i korzystajcie, albowiem jak napisałem, ja już z nich nie korzystam, nie muszę.

A może ktoś zna inne miejsca gdzie wordpressową wiedzę można realnie spieniężyć? Oczywiście wszystkie większe strony freelancerskie mają dział odnośnie wordpressa (jak wspomniany przeze mnie wyżej Elance), ale jeśli ktoś ma jeszcze coś do dodania, zapraszam do podzielenia się tym w komentarzach!0

GoldenLine wpływa na moje życie

Tekst nie jest w żaden sposób sponsorowany, choć będę się w nim pewnie rozpływał w komplementach nad stroną GoldenLine.pl. Po prostu już od dłuższego czasu chodziły mi po głowie przemyślenia, którymi chcę się z Wami podzielić.

Jest jedna strona internetowa, która znacząco wpłynęła na moje życie (i jak się można domyśleć po tytule, jest to strona GL). Nawet bardzo znacząco. Z wszystkich portali społecznościowych tylko tam faktycznie widzę, że korzystanie z jego usług ma dla mnie jakieś znaczenie także w realnym świecie. Nasza-Klasa to serwis gdzie pokazujesz swoim znajomym zdjęcia z wydarzeń, które już się zdarzyły i przeważnie na tym się kończy. Na Wykop wchodzisz po to aby bezproduktywnie zabić wolny czas. Na GoldenLine zarejestrowałem się lata temu za namową mojego kolegi Adasia. Ot, Adaś (tak naprawdę Adam, ale od  lat mówimy na niego zdrobniale, choć jest ode mnie o co najmniej głowę i szyję wyższy 😉 )  był wtedy nauczycielem i ja  byłem nauczycielem. GoldenLine miało być miejscem, gdzie łatwo znaleźć pracę czy kontakty zawodowe, więc obaj mieliśmy nadzieję, że do czegoś nam się przyda: akurat  ofert pracy dla nauczycieli wiele nie ma, więc każde dodatkowe miejsce do szukania takowych powinno być dobre.

I potem powoli się zaczęło.

#1

Już po kilku tygodniach szwędania się po tym serwisie (co ciekawe na GoldenLine wcale nie trzeba często zaglądać;  szczerze to na pierwszy rzut oka nie  ma tam nic zachęcającego do częstych wizyt) trafiłem na ogłoszenie, że jedna z białostockich organizacji szuka wolontariuszy. Zgłosiłem się i tak wszystko się zaczęło 😉

#2

Kolejny moment kiedy przydał się GL to wyjazd do Afryki. Paweł, szef białostockiego wolontariatu miał wznajomych na GL dziewczyny z CWR, skontaktowałem się z nimi za pośrednictwem GL, pomęczyłem i zgodziły się mnei wysłać.

Także za pośrednictwem GL znalazłem sponsorów wyjazdu. Zamieściłem tam ogłoszenia, że jadę do Rwandy i potrzebuję pożyczyć od kogoś laptopa i aparat fotograficzny. Nie wierzyłem że się uda, a tymczasem zgłosiło się kilka firm, z których wybrałem IMPAQ (byli najszybsi).

#3

Także w moich działaniach wordpressowych GoldenLine miał spory udział. To na forum dotyczącym blogów udzielałem się odpowiadając na wordpressowe pytania, to tam pojawił się pomysł na WP Sprzedawcę, to tam informowałem o innych moich  pluginach.

W efekcie nieskromnie powiem, że zdobyłem jako taką renomę jako wp-hacker co już przełożyło się na korzyści zawodowe.

Zgłosiło się do mnie kilka osób z pytaniem  czy nie  pomógłbym przy tworzeniu stron z użyciem wordpressa. Jako, że postanowiłem sobie nie być za bardzo tani większość po napisaniu ile sobie liczę za dany projekt już nie odpowiedziała. Udało mi się jednak nawiązać kontakt z kilkoma  poważnymi osobami: jedna strona już jest zrobiona, dwie kolejne się robią i mam już ustawione co najmniej dwa – trzy (cztery?) kolejne zlecenia. I obietnicę stałego dopływu zleceń kolejnych od kilku osób, którym ufam, że jest to obietnica pewna.

Tu dodam, że tak Flaker w podobny sposób wpływa na moje “kontakty zawodowe”. Jednej osobie właśnie skończyłem już drugie zlecenie, inna osoba właśnie dziś zleciła mi coś nowego. (przy okazji pozdrawiam owe osoby, nie wymienione z  imienia, ale na pewno to czytają i wiedzą o kogo chodzi 😉 )

#4

I wreszcie 12 października jadę do Sopotu na szkolenie wstępne przed nową pracą (szkolenie  będzie połączone z rozmową kwalifikacyjną więc nie chcę zapeszać, ale jak wiadomo jestem genialny i idealny, więc pracę tą dostanę na 100% 😉 ). To także historia z GoldenLine w roli co najmniej drugoplanowej. Tu znów wspomniany na początku Adaś miał swój udział: na początku tego roku podesłał mi link do ogłoszenia na GoldenLine: praca dla szkoleniowca z podstaw obsługi komputerów, wykształcenie pedagogiczne. Jakby nie było wypisz wymaluj ja. W międzyczasie całość się nieco rozlazła czasowo, szkolenia już mają dotyczyć nieco innych rzeczy, ale jak najbardziej niedługo ruszają.

Lista powyżej jest niepełna: wymieniłem tylko te aspekty GL, które miały jakieś większe znaczenie (bo kogo by interesowało, że np jestem tam moderatorem grupy dyskusyjnej o pomocy międzynarodowej i dzięki tej grupie przynajmniej jedną osobę udało mi się wysłać już do Afryki) lub o których chciałem napisać.

***

A w tym samym czasie w innych serwisach? Na naszej klasie dodałem stu kolejnych znajomych do listy i tyle. Żadnych nowych, bo to osoby które znam od lat. W życiu nic mi to nie zmieniło. Tymczasem na GL mam na liście znajomych chyba niecałe 20 osób (nawet nie wiem), w tym tylko niewielką część znam  (bądź znałem kiedy dodawałem do listy) w realnym świecie, a serwis ten sprawił że zwiedziłem kawał świata i zarobiłem jako takie pieniądze. Na Wykopie obejrzałem milion głupich obrazków i filmików – dzięki GL zrobiłem już jedną i robię drugą stronę, na którą użytkownicy mogą wrzucać głupie obrazki i filmiki 😉

I co ciekawe wszystko to  bez większego wysiłku. Nie szperałem tam godzinami w poszukiwaniu pracy, nie reklamowałem się jako twórca stron, nie grzebałem w poszukiwaniu opcji wyjazdu do Afryki. Wszystko się potoczyło samo z siebie. Być może i bez GL zdarzyło by się wiele w moim życiu, ale tego już się nie dowiem 🙂0

Cholercia, kolejny plugin

Mam wolną chwilę to wrzucam kolejny plugin. Strona jego jest tutaj:

https://www.muzungu.pl/moje-pluginy-do-wordpressa/youtube-add-video-plugin/

Gdy to piszę pluginu jeszcze nie ma na serwerze, ale czekam właśnie na odpowiedź od WordPress (formalność mająca na celu sprawdzenie czy plugin spełnia wymogi).

Update: już jest

Plugin nazywa się idiotycznie Youtube Add Video i jak nazwa wskazuje pozwala dodać do posta film z YT. Dodatkowo ma fajną funkcję pokazującą jaki film został dodany jako ostatni. I tyle.

* * *

Klepie te pluginy jeden za drugim nie bez powodu i nie bez konsekwencji.

Poprzedni zrobiłem żeby sobie ułatwić życie. Ten zrobiłem, bo własnie robię sporą stronę na WordPressie. Wada umiejętności robienia pluginów jest taka, że człowiek przestaje iść na kompromisy tworząc wordpressowe strony.

Szukałem wtyczek do WordPressa i przeważnie nie robiły do końca tego co chciałem. Albo za dużo, albo za mało. W efekcie ta wtyczką, którą teraz publikuję powstała zanim poszukałem czy jakakolwiek inna to potrafi. Pewnie potrafi, ale doszedłem do wniosku, że znalezienie takiej zajmie mi co najmniej tyle samo czasu jeśli nie więcej niż napisanie gotowej, robiącej dokładnie to, o co mi chodzi. A szukałem właśnie wtyczki do dodawania filmu z YT przez wklejenie adresu do niego i – co ważniejsze – do pokazywania w sidebarze ostatnio dodanego filmu. Banał więc napisałem w kilka chwil. Planuję na bazie tej wtyczki napisać kolejny odcinek tutorialu tworzenia pluginów do WordPressa, bo tutaj wykorzystałem kilka nowych rzeczy: dodałem funkcję instalacyjną, wtyczka korzysta z mechanizmu opcji WordPressa i bazy danych.

* * *

Inną konsekwencją pisania pluginów jest nagły brak czasu na wszystko. Poważnie. Samo napisanie pluginu to kilka chwil, ale jakie to ma konsekwencje!

Po pierwsze pluginy trzeba aktualizować. Mój WP Sprzedawca po cichu doczekał się wersji 0.4, bo zgłaszaliście mi błędy w nim i już je poprawiłem.

Po drugie od razu mam mnóstwo pytań, czy da się zrobić to, czy da się zrobić tamto, a jeśli nie, to czy kiedyś planuję taką funkcję. Oczywiście planuję, ale kiedyś to bardzo elastyczne słowo.

Po trzecie nagle posypały się zlecenia. Jak pisałem robię teraz sporą stronę. W między czasie chyba z siedmiu osobom musiałem napisać, że jeśli chcą abym im zrobił stronę / plugin / skórkę to muszą poczekać co najmniej tydzień. Trochę szkoda, bo większość nie chce czekać, ale zwyczajnie się nie wyrobię.

Z tego trzeciego oczywiście się cieszę. 🙂 Trochę uderza we mnie kontrast: przez rok siedziałem i prawie nic nie robiłem, a teraz siedzę po 8-10 godzin dziennie i pracuję. Ale dobrze, czas ruszyć tyłek 🙂

Jak ktoś jeszcze potrzebuje coś odnośnie WordPressa (strona na nim, plugin do niego, pomoc w instalacji, konfiguracji itp itd) to zapraszam do kontaktu. Przy czym jak wyżej napisałem, jest wielce prawdopodobne, że nie zajmę się zleceniem od razu. Chyba, że to będzie jakiś banał.0

Nie tylko narzekam na Ubuntu

Tak się Wam może wydawać, bo ostatnio tylko i wyłącznie piszę o tym jaki on jest wolny. To prawda, jest wolny (ostatni hit: po kliknięciu w Wyłącz komputer zaczyna się wyłączać dopiero po 15 sekundach lub wcale), ale ma kilka fajnych opcji.

Podoba mi się rozwiązanie zegarka w tym systemie. Kliknięcie w zegarek pokazuje kalendarz, mapkę świata i można sobie dodać więcej niż jedną lokalizację.

aplet zegarkaBardzo przydatne. Jak wspominałem dorabiam sobie grzebiąc ludziom w stronach (głównie w wordpressie) i z oczywistych względów unikam brania zleceń od Polaków (bo Polscy zleceniodawcy wykonania stron to zwykłe ciule szukające frajerów co za 500 złotych zrobią im sklep internetowy, wypozycjonowany na pierwszym miejscu i do tego we flashu). Gnome’owy aplecik z zegarkiem więc bardzo mi się przydaje. Na obrazku powyżej widzicie więc, że właśnie skończyłem rozmowę o zleceniu z Olgą, bo choć u mnie jest po południu to ona idzie już spać. Dalej pogadamy sobie jutro 🙂

* * *

Jak się domyślacie wróciłem z weekendu. Wyjazd niestety nie potoczył się tak jak wszyscy by chcieli (jak to powiedział Bruce Willis w Pulp Fiction: “jest daleko od ok”), ale teraz łatamy rany celnie zadane i czekamy kiedy znów ruszą dla nas dni. Ale zaczyna znów być w porzo.

* * *

Ale humor mam i tak bardzo dobry, bo przed chwilą dowiedziałem się, że w przyszłym tygodniu mam się stawić na podpisanie umowy o pracę 🙂

Chwilę potem zadzwoniła do mnie moja dziewczyna, że też właśnie dostała pracę, więc humor w ogóle mam wyrąbisty. Wygląda na to, że schodzimy z tarczy 🙂

0

Złośliwość

:/Klikanie w reklamy Google na własnej stronie skutkuje wyrzuceniem z programu Adsense 🙂 No żesz… Korci 🙂0

Niekiepskie CV

How To Create A Great Web Design CV and Résumé? | How-To | Smashing Magazine.

Przyznam, że widziałem już kilka fajnych projektów i zastanawiam się nad tym czy i sobie nie zrobić coś a’la w podobie.0

Urząd Pracy zatrudni webmastera

Bo obecnie pracującego wypadałoby wypierdolić z roboty.

Co robi przeciętny białostoczanin szukający pracy i mający dostęp do internetu? Wchodzi na www.pup.bialystok.pl (koniecznie z www z przodu, bo bez www trafiamy na pierwszą niekompetencję admina strony).

I dalej w lewym panelu klikamy na Oferty pracy. I czekamy.

Czekamy.

Idziemy zrobić sobie kawę.

Pijemy kawę i dalej czekamy.

Próbowałem tydzień temu i było tak samo jak dziś. Dziś jednak postanowiłem nie dać tak łatwo za wygraną, przestać na chwilę być przeciętnym białostoczaninem szukającym pracy i powęszyć nieco. W pasku statusu podczas czekania wyświetla nam się www.epuls.praca.gov.pl, więc wklepmy ten adres ręcznie.

Dalej to samo. Pomyślałem, że wpadłem więc właśnie na aferę grubymi nićmi szytą – Ministerstwo stworzyło portal, który nie działa. I wszystkie PUP-y do niego linkują i dupa blada.

Dla potwierdzenia swojej teorii wszedłem na przykład na stronę PUP-u w Toruniu i tam linkują do jakiegoś http://www.psz.praca.gov.pl. I to działa.

To czemu my tutaj na Podlasiu, w regionie o jednym z największych odsetków ludzi bezrobotnych w Polsce linkujemy do strony, która chyba chwilowo nie działa?

Z odpowiedzią przyszedł Google i jego cache.

epulsI wszystko jasne. Epuls nie działa już od ponad 3 miesięcy. Webmaster/admin sstrony PUP-u się tym nie przejmuje.

Walka z bezrobociem, k*wa mać…0