Tag: wizzair

Jak tanio dolecieć do Gruzji?

Pytają mnie o to znajomi, pytacie też w komentarzach. No to żebym się już więcej nie powtarzał, popełnię ten wpis, a potem będę odsyłał.

Podstawowa zasada: im wcześniej zaczniesz szukać okazji na tani lot, tym lepiej.

Po pierwsze: wejdź na stronę LOTu, i tam kliknij w “Najniższa cena”. Tam przełącz się na zakładkę “Europa”, znajdź pod koniec listy Tbilisi i kliknij. Wyświetlone zostaną najniższe ceny w każdym kolejnym miesiącu. Ceny są na loty w obie strony (zresztą zawsze tak jest). Teraz mi pokazuje, że za pół roku przelot taki będzie kosztować 497 zł, a za 8 miesięcy – 368 złotych.

Jeśli terminy te Ci nie pasują, można czasem trafić w podobnej cenie przelot z bliższym terminem. Dzieje się tak w LOTowskiej promocji “Szalona Środa”. Co środę od godziny 18:00 do północy (czasem promocja jest rozciągana na kilka dni) LOT obniża ceny wielu połączeń i niemal zawsze w tej promocji jest także Tbilisi. No, może przesadzam, że niemal zawsze ale dość często. Bilety  takie jednak się sszybko rozchodzą, więc warto sobie ustawić alarm na 18:00 by wejść od razu i sprawdzić.

Jeśli lot do Gruzji planujesz  od października 2012 roku i niekoniecznie musisz lecieć do stolicy, jest kolejna opcja: WizzAir. Ta tania linia lotnicza od 27 września zaczyna latać do Kutaisi (trochę krępująca w Polsce  nazwa miasta, ale samo miasto całkiem spoko, zwłaszcza, że ma dość dobre marszrutkowe połączenie i ze stolicą, i z miejscowościami na morzem). Ta opcja ma swoje wady i zalety:

Zalety:

  • może wyjść dość tanio (teraz za odcinek Kijów – Kutaisi trzeba zapłacić około 100złotych,  a jak ktoś ma Wizz Exclussive Club, jeszcze taniej)
  • o ile w tanich liniach za bagaż oddawany do luku trzeba dodatkowo płacić, to zasada ta nie obowiązuje w lotach realizowanych przez WizzAir Ukraina, za wszelkie loty do i z Kijowa nie trzeba dopłacać za bagaż (ale jeszcze to sprawdźcie, mówię o stanie na rok 2011)

Wady:

  • przesiadka w Kijowie (to może być i zaleta – zawsze to okazja by zwiedzić kolejne miasto)
  • do Kijowa bezpośrednio z Polski Wizzem można dostać się tylko z lotniska pod Katowicami. Jak ktoś chce lecieć z Warszawy lub Łodzi (uwaga: dopłata za bagaż) to może lecieć Warszawa/Łódź – Londyn Luton – Kijów – Kutaisi, jak ktoś chce lecieć z Gdańska (też dopłata za bagaż) to Gdańsk – Hamburg Lubeka – Kijów – Kutaisi. Ale nie wiem czy takie kombinowanie nie wyjdzie łącznie drożej niż oferta LOTu (tak ten LOT promuję… jeśli to przeczyta ktoś z marketingu tej firmy i wpadłby na pomysł by dać mi za to jakiś bilet za free, to zapraszam do kontaktu 😉 Chętnie taką wyprawę opiszę na tym blogu)

Co jeszcze? Może warto też zajrzeć na stronę ukraińskiego Aerosvitu, który z Warszawy do Tbilisi też doleci (chyba z przesiadką w Kijowie). Teraz pokazuje mi cenę 300 USD za lot w dwie strony, co promocyjne nie jest (to regularna cena w LOT). Ale widzę na przykład, że z Warszawy do Kijowa jest teraz promocja 90 USD, co można by spróbować połączyć z WizzAirem.

Można też sobie zestawić połączenie Warszawa – Ryga – Tbilisi z AirBaltic. (Teraz jak to piszę nie ma jednak nic tam taniego, odcinek Ryga – Tbilisi to około 200 euro)

Opcja dla ludzi lubiących autostop: dostać się jakoś do Turcji, a stamtąd właśnie na stopa do Gruzji. Nigdy nie praktykowałem, ale widziałem wiele relacji ludzi, którzy określają to jako “bajecznie proste, szybkie i przyjemne”.

Jeśli ktoś ma jakieś jeszcze inne pomysły, może zna linie lotnicze, które ja przegapiłem, dostał się tam inaczej niż samolotem: dopiszcie to w komentarzach, a powyższy wpis uzupełnię o Wasze pomysły.

 

0

Dojazd i powrót z Krymu, czyli będzie się działo w czasie Euro 2012

O ile dojazd wyszedł nam całkiem nieźle, bo się do niego przygotowaliśmy, powrót momentami przypominał horror 😉 Kilka razy się podśmiewaliśmy, że co to będzie jak Ukrainę nawiedzą zachodnioeuropejscy kibice, zakładający, że nie ma czegoś takiego jak czekanie na granicy, a jak chcesz kupić bilet na pociąg to go po prostu kupujesz. Czytajcie, będzie ciekawie

Tam: WizzAir

Wylot z Katowic, dwie noce w Kijowie i dalej nadal WizzAirem do Simferopolu. Jak się pokombinowało, udało nam się uzyskać cenę 300 złotych za cały przelot (dwa loty, oba w jedną stronę). Na pewno można taniej gdy rezerwuje się jeszcze wcześniej, my jednak dość późno wpadliśmy na pomysł wyjazdu i temu taka cena.

Pierwsza uwaga: kupując bilet w wizzie warto rozważyć wykupienie wcześniej członkostwa w Wizz Exclussive Club. Kosztuje około 120 złotych, ale upoważnia do kupowania biletów tańszych o jakieś 40zł przez rok. I to nie tylko dla siebie, ale i dla osób towarzyszących (do 10 osobników). Jeśli się leci w 3 osoby, dwoma lotami (czyli w sumie 6 przelotów) od razu kosztem 120 złotych, płacimy za loty o 240 złotych mniej. Czyli 120 do przodu. Tak też zrobiliśmy. Dodatkowo, jako, że członkostwo w klubie jeszcze trwa przez rok, zamówiłem sobie już ich specjalną kartę kredytową. Odejmuje to dodatkowe 40zł za rezerwację lotu, więc teraz będę latał jeszcze taniej.

Druga uwaga: nazywanie lotniska w Katowicach lotniskiem w Katowicach to zdecydowane nadużycie. Pyrzowice (bo tam znajduje się lotnisko) leżą chyba równie daleko od Katowic co Częstochowy. Wyprawa z dworca do Pyrzowic, to naprawdę kawał całkiem sporej wycieczki.

Nocleg w Kijowie

Trafiliśmy do Hoteliku Ecos. Zawiózł nas tam taksówkarz, a więc całkiem nieźle przepłaciliśmy. Niestety na kijowskim lotnisku Żuliany nie ma babuszek z tekturkami z napisami żulie (tłumaczy się to chyba jako nocleg), więc daliśmy się naciągnąć na zapłacenie 100 hrywien (36 zł) za całkiem krótki kurs. Na lotnisko po 2 dniach wracaliśmy już marszrutką za 2 hrywny (60 groszy). Sam hotelik jest ok (ale brak ciepłej wody). 30 złotych za noc.

Z powrotem: pociągiem, ale nie tak łatwo

Jako, że nie było tanich połączeń lotniczych z powrotem, wymyśliliśmy, że wrócimy słynnym pociągiem sypialnym do Lwowa (26 godzin jazdy). I dalej coś się wymyśli. Bilety ponoć ciężko dostać, więc kupimy je od razu po wylądowaniu z Simferopolu na dwa tygodnie na przód. Nie wiedzieliśmy jak ciężko.

Poszliśmy do kasy i pytamy, czy są jakieś bilety do Lwowa na 31 sierpnia. Nie ma. Na dni obok? Też nie ma. Na wrzesień? Ponownie – nie ma nic. Na cały wrzesień biletów nie ma.

Jesteśmy trochę w tyłku. Może nawet bardzo. Do sąsiedniego z Lwowem Kowela też nic nie było. Nie pozostaje nam nic innego jak jechać zwiedzać Krym, a po drodze się coś wymyśli. Może w innym mieście bilety będą. Może jakiś bus. Ostatecznie autostop.

A więc jak kupuje się bilety, gdy ich nie ma?

Zatrzymaliśmy się na 4 noce w Sewastopolu. Któregoś dnia odwiedziliśmy dworzec z nadzieją, że coś się znajdzie, ale znaleźliśmy tylko naszego gospodarza, który z karteczką żulie wypatrywał kolejnych turystów. Miły starszy pan, więc porozmawialiśmy z nim jaki mamy problem. Powiedział, że zobaczy co się da zrobić. Wiedzieliśmy, że bilety można kupić czasem od koników, ale jak znaleźć konika? Tu miał właśnie pomóc nam gospodarz.

Wieczorem na stancji powiedział nam, że musimy być z samego rana na dworcu. Bo jest tak, że każdego dnia są jakieś zwroty rezygnujących z przejazdu, ale te są szybko wykupowana. Rzeczywiście: rano na otwarcie kasy czekało z nami kilkanaście osób. Niestety okazało się, że są tylko do Lwowa w klasie lux po 300 złotych za sztukę (normalna cena to jakieś 40-60 zł). 300 to całkiem sporo, zwłaszcza, że nadal będziemy musieli dostać się jakoś na polską stronę granicy, a nie wiemy ile to będzie kosztować.

Elwis (ksywa kumpla) zaczepił pod dworcem taksówkarza z pytaniem czy nie wie kto tu działa jako konik od biletów. Ten wskazał nam panów, których o to podejrzewaliśmy od początku. Kilku panów, których widzieliśmy to już nie raz, zawsze grających z tryktraka. Widoczni z całej okolicy, a nie robiący nic innego jak tylko ta gra.

I rzeczywiście. Bilety da się załatwić, ale 3 bilety będą kosztować jak 5. Na to się już zgadzamy. Co ciekawe  po ustaleniu prowizji, mężczyzna jak gdyby nigdy nic wrócił do gry. Dopiero jak ją skończył zaczęło się całe przedstawienie.

Najpierw udaliśmy się do zwykłej kasy by ustalić ile bilet kosztuje – konik nawet nie znał ceny 🙂 Następnie opuściliśmy dworzec i zaczęliśmy iść gdzieś daleko. Pan był na tyle miły, że wytłumaczył nam na czym cały myk polega. Biletów nie ma, ale jest specjalny dworzec wojskowy. Tam bilety przeważnie jakieś są. Sęk w tym, że trzeba być wojskowym by tam kupować.

W tym celu na owym dworcu wojskowym nasz pomocnik zniknął na dłuższą chwilę w jakimś pokoju. Potem pojawił się ze specjalną przepustką upoważniającą do zakupu trzech biletów przez cywili. Poszliśmy do kasy. Tam po okazaniu przepustki okazało się do Lwowa to już naprawdę nie ma, ale do Kowela 3 sztuki na 31 sierpnia się znajdą. Bierzemy, płacimy z własnej kieszeni, ale bilety przechwytuje konik.

Po opuszczeniu dworca przypomina nam jakie było ustalenie i po zapłaceniu mu jak za dwa bilety, dostajemy te prawdziwe do ręki.

Cała operacja przebiegła całkiem miło, a z konikową prowizją kosztowało nas to 100 złotych od osoby. Uważam, że to nadal tanio jak za przejazd przez całą Ukrainę.

Dodam jeszcze, że w dniu odjazdu na dworcu w Simferopolu znaleźliśmy ekran, na którym wyświetlana jest ilość dostępnych biletów na dziś i na następny dzień. Na dziś nic nie było, ale na dzień po przy Lwowie wyświetlana była liczba 038. Jak widać przed samym odjazdem ludzie bilety masowo zwracają. Jeśli ktoś chce ryzykować taki zakup, można spróbować.

Horror jest dopiero na granicy

Dwadzieścia sześć godzin w pociągu okazało się niczym (zwłaszcza, że jest wagon restauracyjny z piwem po 3 złote i tatarami, którzy widząc turystów z Polski kupują im całą butelkę koniaku) w porównaniu z dalszym odcinkiem jazdy. W Kowelu udaliśmy się na dworzec autobusowy, by kupić jakiś bilet do Polski – pociąg do Lublina kosztował ponad 100 złotych. Bus kosztuje 70 złotych i jedzie do Warszawy. Da się znieść.

Elwis, ja i wagon restauracyjny

Elwis, ja i wagon restauracyjny. Ostatnio domagaliście się bym uśmiechał się na zdjęciach, więc macie.

Bus wyjeżdża o 19:00 i o 5:00 jest w Warszawie. Tak przynajmniej miało być według planu, a nie było.

Zaraz po ruszeniu w busie nagle słychać zewsząd odgłos rozwijanej taśmy klejącej. Wszyscy, pomagając sobie nawzajem, obklejają się paczkami papierosów. Zaczynamy się podśmiewać, ale tylko dlatego, że jeszcze nie wiemy jaka czeka nas noc.

Na granicy jesteśmy po godzinie, czyli około 20:00.

Opuszczamy ją o 10:00 rano. Po 13 godzinach (biorąc pod uwagę zmianę strefy czasowej).

Samo stanie w kolejce do kontroli zajęło stosunkowo mało czasu. 3 godziny okazały się niczym wobec tego, co stało się po zebraniu paszportów przez straż graniczną.

W busie pojawił się celnik i kazał wszystkim wysiąść, zabrać swoje bagaże z luku i udać się budynku kontroli. Tam w zimnie spędziliśmy czas do samego rana. Staliśmy, nasze bagaże leżały, przemytnicy wywalali papierosy do kibla, a kolejne autokary szybko przechodziły kontrolę. Inni wchodzili do pokoju kontroli i wychodzili zaraz, a my staliśmy. W między czasie udało nam się zagadać z celnikiem czemu tak. Dowiedzieliśmy się, że i tak nas na razie nie mają jak skontrolować, bo nawet po kontroli nie mamy gdzie wrócić. Autobus jest na kanale rozkręcany i dopiero jak go złożą z powrotem, ruszymy dalej.

Sama kontrola przebiegła dość szybko. U przemytników oczywiście nic nie znaleźli, u nas tym bardziej. Dziwiło ich tylko, że ludzie z jadący z Krymu są na tak dziwnym przejściu granicznym w busie, który słynie ponoć z tego, że nawet kierowca zawsze wiezie ze sobą kupę fajek i co więcej owi turyści po dwóch tygodniach pobytu na plażach praktycznie mają puste plecaki. Żadnych ubrań i pamiątek. Wyjaśniliśmy zgodnie z prawdą jak to się stało, że trafiliśmy do Kowela i że bagaże nasze jadą samochodem. Wyprawa bowiem była większa, a tylko my jechaliśmy pociągami. Reszta wróciła wraz z naszymi bagażami samochodem.

Salka, w której spędziliśmy 9 godzin

Salka, w której spędziliśmy 9 godzin

Po kontroli musieliśmy jeszcze 2 godziny poczekać w busie. Przemytnicy nie tylko wywalali fajki do kibla, ale gdzie popadnie, w tym i na ziemię w sali kontroli. Celnicy takich fajek zebrali stertę rozmiarami mogącą zapełnić całkiem spory karton po pralce i powiedzieli, że nie ruszymy póki nie znajdzie się osoba, która to wywaliła. Tu zaczęły się dyskusje w busie, kto weźmie na siebie mandat (3000 złotych). Gdy znalazł się śmiałek przeszedł się po busie, każdy z przemytników rzucił sto złotych i tak uzbierała się kwota, a figurant udał się do celników by odebrać karę.

Po tym ruszyliśmy dalej. Autobusem, w którym oczywiście nadal było papierosów więcej, niż tych, które udało się zarekwirować. Porada dla celników: kontrolujcie także stojące na granicy kosze na śmieci. Przemytnik wysiada z busa, wrzuca do kosza paczkę z papierosami, idzie na kontrolę, a wracając wyciąga pakunek z kosz z powrotem. 🙂

0