Oto wypis z miejsc jakie widzieliśmy z szybkim podsumowaniem. Pierowtnie miał to być po prostu kolejny podrozdział wpisu “Syntetycznie o Iranie”, ale okazał się tak długi, że postanowiłem wyodrębnić go jako oddzielny artykuł.
Zaczęliśmy oczywiście od Teheranu, który jak już pisałem nam się nie podobał. W skrócie jest tam straszny hałas, tłok i smród i niespecjalnie jest co zwiedzać. Pisałem, że Teheran ma świetny bazar, ale potem się okazało, że w każdym mieście jest taki bazar i wygląda tak samo. Tak więc jeśli ktoś wybiera się do Iranu, naprawdę polecam odpuścić sobie to miasto i może nawet zacząć od innego (właściwie każde większe miasto ma lotnisko, w tym niektóre międzynarodowe). Myśmy już następnego dnia rano wyruszyli dalej i nawet na koniec podróży nie wracaliśmy do stolicy (busy z innych miast jeżdżą czasem bezpośrednio na lotnisko w Teheranie).
Kolejnym etapem wartym odnotowania była droga do Yazd. Wspominam o niej bo jechaliśmy autobusem klasy VIP (oznacza to poczęstunek na pokładzie, klimatyzację i olbrzymią ilość miejsca w środku – przed swoim fotelem możesz spokojnie wyciągnąć nogi do przodu i nie dotkniesz fotela poprzedniego – a kosztuje niewiele więcej niż zwykły bus), a po drodze widoki poprawiają kiepskie wrażenie z Teheranu. Widoki to pustynia i góry.
Dalej jest miasto Yazd. Położone jest mniej więcej w centralnej części Iranu (w dół i nieco w prawo na mapie względem stolicy) i jest najlepszym etapem całej podróży. Starówka miasta jest wyraźnie inna od jego nowej części. Yazd było i jest miastem położonym na środku pustyni i na starówce to zdecydowanie widać. Wygląda właśnie tak jak marzyłem – malutkie gliniane domki i labirynt dróżek i dróg między nimi. Całość w gęstej, parterowej (z wyjątkiem meczetów i innych zabytków) zabudowie w kolorze piasku. Świetne! Świetne! Świetne! Jeśli jesteś w Iranie musisz tam być.
Kolejnego dnia wynajęliśmy sobie taksówkę by pozwiedzać pustynię dookoła miasta (pół dnia jeżdżenia i czekania kierowcy na nas kosztowało nas około 45 złotych od osoby). Odwiedziliśmy wioskę Czak Czak położoną w pustynnych górach i mającą zaratustriańską świątynię ognia przez którą po podłodze płynie mini rzeka z małego wodospadu (warte zobaczenia dla samych widoków z wioski na góry – zapiera dech w piersiach), a potem pojechaliśmy na drugą stronę miasta Yazd do Wież Milczenia, czyli miejsca gdzie na wysokich górach Zaratustrianie składali niegdyś zwłoki zmarłych (Zaratustrianie nie grzebią ciał tak jak inni w ziemi). Niestety miasto Yazd rozrosło się już tak bardzo, że wieże nie są już na pustyni., a w środku jednej z podmiejskich dzielnic, mimo wszystko jest to kolejna rzecz, którą będąc w Yazd i okolicy trzeba zobaczyć.
Kolejne miasto to Sziraz, położony na południu kraju mniej więcej w linii prostej w dół względem Teheranu. To taka ładniejsza, bardziej bogata w zabytki i bardziej wyzwolona wersja Teheranu. Wygląd ludzi na ulicach wskazuje na ich sympatię do kultury zachodu, nie brak też zaczepiających cię pijaczków. To także w tym mieście doświadczyliśmy obalenia większości mitów jakie nosiliśmy w naszej świadomości odnośnie pobożności Irańczyków, abstynencji i stosunku do władzy i zachodu (ale kolejne miasta te obalone mity obalały nadal).
Sam Sziraz zwiedza się dość szybko, ale podróżni zatrzymują się tam głównie z powodu położonego w pobliżu Persepolis, czyli starożytnej, pierwszej stolicy Persji. Wygląda bardzo dobrze, do tego po drodze zwiedza się wykute w skale grobowce królów z – jeśli się teraz nie mylę – kilku tysięcy lat. Persepolis i grobowce zajmują u mnie drugie miejsce na mojej liście miejsc wartych zobaczenia w Iranie (na pierwszym jest Yazd i okolice).
Kolejne miasto to Buszehr. Odwiedziliśmy je tylko z jednego powodu – chcieliśmy zobaczyć zatokę perską, a to właśnie Buszehr jest najbliżej od Sziraz na mapie Iranu (co nie oznacza, że jest super blisko; Iran jest olbrzymi i do Buszehr jedzie się 5 godzin). Diagnoza: nie warto. Samo miasto nie ma żadnych zabytków, ani niczym się nie wyróżnia, wygląda jak jakaś kolejna dzielnica jednego z innych miast. Jedyny plusik to nadmorska promenada i kawałek plaży. A morze wygląda jak morze i tyle 🙂
Ostatnim miastem był Esfahan. Położony w połowie drogi między Sziraz i Teheranem, mniej więcej na tej samej szerokości geograficznej co Yazd ale bardziej na zachód i w bardziej chłodnym klimacie. Miasto ma to samo co ma Sziraz i Teheran, jednak jest to z jakiegoś powodu lepsze. Meczety są fajniejsze, bazar (ok, bazar jest taki sam), fajniejsze zabytkowe pałace, lepsze widoki i chyba więcej do zwiedzania. I ma jeszcze niezwykłe mosty (na rzece, która o tej porze roku była zupełnie wyschnięta), niepodobne do naszych europejskich. Ma też ormiańską dzielnicę z kościołami i wyraźnie luźniejszą atmosferą. Słowem: jest co zwiedzać i warto tego miasta nie ominąć.
Z Esfahan pojechaliśmy prosto na lotnisko w Teheranie.
Podsumowując coś o czym nie wspomniałem. Każde miasto z wymienionych wyżej jest olbrzymie. Jeśli dla kogoś Warszawa jest dużym miastem, zmieni zdanie po odwiedzeniu Teheranu, Yazdu, Szirazu czy Esfahanu. Każde z nich to co najmniej 1,5 miliona mieszkańców. A niska zabudowa sprawia, że ci wszyscy mieszkańcy zajmują jeszcze większą powierzchnię. Nastawcie się też na dobijający hałas i chaos.