Jeśli właśnie spędziłeś cały dzień prychając, kichając i zużywając całą paczkę chusteczek i właśnie pomyślałeś, że może jednak przydałby się jakiś środek na katar, a apteka jest już zamknięta (względnie: jesteś wrogiem przemysłu farmaceutycznego i nie chcesz wspierać tych wszystkich korporacji) jest świetny sposób, jaki pokazała mi kiedyś moja mama.
Sposób jest o tyle świetny, że działa niemal natychmiast. Dwie, trzy minuty po zastosowaniu nie ma kompletnie żadnych objawów kataru. Obawiam się jednak, że jest zarazem niezdrowy dla naszych płuc. Ale czy może być coś bardziej niezdrowego od kataru?
Na czym polega?
Weź jedną, bawełnianą (podobno rodzaj materiału ma znaczenie, ale możecie spróbować poeksperymentować) szmatę. Musi to być szmata, a nie na przykład ulubiona koszulka, bo za chwilę ją podpalisz.
O właśnie, teraz ją podpal, ale zaraz zgaś. Tak aby tylko trochę się kopciła. Nie paliła i nie zgasła całkowicie.
A teraz jak najmocniej zaciągnij się tym dymem!
Voila! W momencie kiedy ja się właśnie puszę jak paw, że właśnie zastosowałeś świetną metodę, Ty na pewno teraz krztusisz się, kaszlesz, zalewasz łzami i przeklinasz mnie. Spokojnie, tak ma właśnie być. Daj sobie jeszcze kilka sekund, a kaszel przejdzie. Teraz wydmuchaj porządnie nos.
I co? Nie mówiłem? 🙂 Katar przeszedł i z obserwacji wiem, że nie wróci w ciągu co najmniej kilku godzin.
Wpis ten pisze bezpośrednio po zastosowaniu tej metody, przy czym tym razem nie miałem pod ręką nic bawełnianego. Zamiast szmaty podpaliłem, ugasiłem i sztachnąłem się zwykłą chusteczką higieniczną. Uwierzcie, zadziałało.
(Wpis z dedykacją dla mojej mamy! 🙂 )