Pewnie już tylko ja o tym pamiętam.
Wróć. Wczoraj Maombi puścił mi sygnał. Może przypadek, ale faktem jest, że nie puszczał sygnału chyba od marca. Napisałem do niego smsa i dziś mi odpisał.
Nie ważne czy ktoś jeszcze w Polsce pamięta, czy ktoś pamięta w Rwandzie – ważne, że pamiętam ja. Otóż dziś mija rok od dnia, w którym wylądowałem w Rwandzie. Od momentu, kiedy pierwszy raz w zupełnych ciemnościach wysiadłem z samolotu, poczułem zapach ciepłego, słodkiego powietrza. Od momentu kiedy w ciemnościach pierwszy raz wraz z Paulem i Pacifique przejechałem ulice zupełnie wtedy obcego mi Kigali, potem zamiejską trasę do Nyamata (choć było już ciemno to cały czas pełną pieszych idących jej poboczami). Wtedy usiadłem na tarazie Nyamata Teleservice Centre, poznałem sporo ludzi, których twarze wtedy były dla mnie ciemne jak noc dookoła i których przez to potem musiałem potem poznać jeszcze raz, ale już za dnia. Paul zawiózł mnie do hostelu, opatuliłem się tam moskitierą i poszedłem spać.
Eh, wspomnienia wracają 🙂
* * *
Pomyślałem, że to może być dobra okazja by jeszcze raz przeczytać mój blog “Konrad Jest w Rwandzie“. Jest tam tak dużo wpisów, że aż się nie chce czytać tego jeszcze raz w całości. Dlatego też tutaj, na muzungu.pl będę przypominał krótkimi wpisami, że w tym a tym dniu dokładnie rok temu napisałem taki, a taki artykuł.
Ja sobie to chętnie jeszcze raz przeczytam. Fajnie będzie sobie przypomnieć. Wy, którzy już to czytaliście może jeszcze raz przeczytacie. Może namówicie znajomych, którzy jeszcze nie czytali by zaglądali tutaj i zobaczyli te wszystkie fajne przygody?
Na muzungu.pl pewnie też są osoby, które nie znają moich rwandyjskich wpisów, więc pewnie chętnie rzucą okiem od czasu do czasu.
Napiszcie co Wy na to.
* * *
Rok temu 31 lipca oczywiście spędziłem większość czasu w samolocie, więc żadnego wpisu nie było. Zatem którki wpis z 30 lipca 2008 🙂
* * *
O, może to też dobry pomysł bym dorzucał też zdjęcia z wtedy? Będę wybierał je losowo, zupełnie losowo. Więc czasem będą fajne, czasem będą znane (ale za to w dużej rozdzielczości po kliknięciu, bo teraz mam już szybszy internet niż 3-5 rwandyjskich kilobitów), czasem będą nie fajne. Ale za to naa pewno co nieco o nich napiszę.
O proszę. Jak pisałem zdjęcie wybrałem zupełnie losowo. Nie było go na tamtym blogu, ale myślę, że większość z Was przynajmniej częściowo będzie kojarzyć co jest na zdjęciu.
To wnęttrza piwnic pod kościołem w Nyamata, zamienionym obecnie na Nyamata Memorial Site. Zgromadzone są tam kości wszystkich ludzi, którzy zginęli w tym kościele. Łącznie 11 tysięcy osób w kilka dni zaraz po rozpoczęciu się ludobójstwa. Osoby te nigdy nie zostały pochowane. Tutsi ginęli całymi rodzinami, przez co nie było nikogo, kto mógłby zidentyfikować ciała. Tylko nieliczni zostali rozpoznani, spoczywają teraz w kilku trumnach znajdujących się obok tych kości.
Comments
Co prawda nie widziałem Twojego bloga od początku, ale od kiedy go odkryłem czytałem go aż do samego końca. Naprawdę świetna lektura, którą chętnie zobaczyłbym wydaną na papierze.