Kategoria: Muzungu był w Rwandzie

Czarny bez bata nie ujdzie

Coraz częściej się z tym spotykam. Afryka potrzebuje kolejnej kolonizacji. Tylko jak biały złapie za mordę murzyna, murzyn będzie szczęśliwy. Walnął taką głupotę jakiś czas temu jeśli się nie mylę Cejrowski, a stado pelikanów łyknęło to bez refleksji.

Afryka cierpi i sama jest sobie winna. Bambo mieszkają w lepiankach, tak jak mieszkali tysiąc lat temu i trzeba natychmiast ten stan rzeczy zmienić. Trzeba znów przejąć władzę na tym kontynencie i pokazać im co to jest prawdziwe zachodnioświatowe szczęśćie.

Tylko wyjaśnijcie mi jedną rzecz: dlaczego ja, dlaczego inni, którzy z Europy wynieśli się do Afryki na kilka miesięcy, złapali doła dopiero jak wrócili do ojczyzny? Dlaczego zamiast już na płycie lotniska się rozpłakać jaką to wielką tragedią jest dwa dolary na dzień, płakać się chce dopiero jak się wróci do Europy, a w telewizji Jacykow nam powie, że żaden normalny człowiek nie może być normalny jeśli nie włoży na siebie sweterka w serek? Dlaczego zamiast – sam już nie wiem – powiedzmy rozpaczać że te wszystkie dzieci tam bose, ja rozpaczam, że te wszystkie dzieci tutaj z komórką, laptopem i rowerem na komunię?

Człowiek ma jakąś taką paskudną zdolność do konkwisty i zawsze mu się wydaje, że te całe mordowanie, zabieranie ziemi, narzucanie swojego swiatopoglądu jest dla najechanego dobre. W średniowieczu z krzyżem zasuwaliśmy do krajów arabskich, w XVI wieku krzyżem i prochem witaliśmy Indian. Jestem pewien, że pierwszym co zrobimy po odkryciu obcych form życia w kosmosie będzie próba przekonania ich do oddychania tlenem, picia wódki i chodzenia do kościoła. Te rzeczy są przecież takie zajebiste, więc zajebiste muszą być także i dla innych. Niepojęte, że te arabusy się nawet napić nie mogą.

Logika rekolonizacji sprowadza się do zdania: “skoro murzyni tysiąc lat mieszkali w lepiankach i po epoce kolonializmu nadal mieszkają w tych samych lepiankach, to znaczy, że kolonializm należy powtórzyć”. Żaden bowiem rozsądny człowiek w lepiance przecież żyć nie chce. Człowiek nie może być szczęśliwy zarabiając na miesiąc dwa – trzy razy mniej niż zarabiamy w Polsce. Jeśli człowiek ginie w Kongo od wybuchu przewróconej cysterny, z której – zamiast uciekać – kradł wyciekające paliwo, to przecież aż słów brakuje. Czarny bez bata będzie żył w lepiance i kradł ropę. Pojedźmy tam znów, odbierzmy im władzę nad samymi sobą i pokażmy im polish high life.

A teraz sobie wyobraź, że Afryki nie ma.

Po prostu nie ma takiego kontynentu. Nie ma i nigdy nie było. Sama woda i nic więcej. Ale reszta świata jest mniej więcej taka sama. Ameryka jest tam gdzie jest Ameryka, dzień trwa 24 godziny, podstawą życia jest DNA, a Polak zarabia średnio tysiąc ileś, no chyba, ze na kasie w biedronce, to wtedy na pewno tyle nie. Uprzedzam, że jeśli się długo będziesz nad tym zastanawiać nagle uświadomisz sobie, że w tym alternatywnym świecie, to właśnie ty jesteś murzynem.

W w tym alternatywnym świecie wielkie głowy uniwersystetów w USA zastanawiają się jak pomóc mieszkańcom Europy Wschodniej. Washington Post nawołuje do obalenia władzy w Polsce i uczynienia z tego kraju czegoś na kształt terytorium zamorskiego Stanów Zjednoczonych. To przecież niepojęte, że jest gdzieś na świecie kraj, w którym od setek lat praktykuje się barbażyński zwyczaj zabijania karpi w święta, gdzie ludzie zarabiają kilka razy mniej niż przeciętny amerykanin, gdzie na popegierowskiej wsi piją wina zamiast pracować, gdzie kradną węgiel w biedaszybach, śpią na dworcach, pod mostami i w ogórdkach działkowych, gdzie potrafi się spalić cały budynek pełen ludzi wykluczonych w jakiś sposób ze społeczeństwa. I w ogóle nie piją ponchu ani syropu klonowego. Thanks god przynajmniej walentynki i halloween łyknęli.

Nadal uważasz, ze kolonizacja jest najlepszą formą rozwiązania problemów? Nadal uważasz, że wszelkie problemy na świecie da się w ogóle rozwiązać? Nadal uważasz, że wszystko co według ciebie jest problemem, jest problemem dla wszystkich innych?

Chodzi mi to, że to co uważamy za problem zawsze jest względne. Chodzi mi o to, że nazywanie czegoś problemem na odległość to chamski egoizm. Uwierzcie mi, większość rzeczy jakie wydają nam się problemem w Afryce, tak naprawdę problemem nie jest. W Rwandzie prawnie się ludziom zabrania chodzenia na boso, mandat wynosi około 50 dolarów, ale ludzie mi to chodzą na boso. Bo chcą, ja też wolę chodzić na boso; spróbuj i zobacz jakie to fajne (a Cejrowski?). Dla nich mieszkanie w lepiankowatych chatach (btw, których w Rwandzie jest mniej więcej tyle, ile w Polsce jest zamieszkałych ogródków działkowych; większość tak naprawdę to jakaś forma cegły) nie jest żadnym problemem. Na równiku naprawdę nie trzeba stawiać wielkich molochów z wielkiej płyty z centralnym ogrzewaniem.

Naprawdę warto do Afryki pojechać, by zobaczyć jaką głupotą jest nasze europejskie myślenie, że europejskie standardy życia są idealne pod każdą szerokością geograficzną.

0

Malaria, niechciana pamiątka z wakacji

Pamiętacie moją serię artykułów o malarii, jaką pisałem ostatniej zimy? Wydaje mi się, że wakacje to lepsza pora na przestrzeganie przed zagrożeniami jakie nas mogą spotkać na wakacjach. Postaram się aby było ciekawie. Tamte wpisy zapewne mało kto już pamięta, a tymczasem na pewno jakaś część z Was właśnie pakuje paszporty, okulary słoneczne i rusza do ciepłych krajów (tak jakby dziś w Polsce wcale nie było ciepło).

Na początek mapka zapożyczona z Wikipedii pokazująca obszary, które malarią są zagrożone. Odnajdźcie na niej swój kraj docelowy. Jeśli jest nim, któryś z krajów “kolorowych” czytajcie dalej, aby się dowiedzieć, czy musicie się bać i jak zminimalizować ryzyko zarażenia się zarodźcem malarii.

(Pamiętajcie też, że na pewno rzetelniejsze informacje o malarii znajdziecie znajdziecie na takich stronach jak malaria.com.pl czy Centrum Informacji Medycyny Podróży, a już na pewno w gabinetach lekarzy medycyny tropikalnej)

Najpierw ta zła wiadomość: malaria bywa chorobą śmiertelną, przeciw której nie można się zaszczepić. Na szczęście tu właściwie się kończą złe wiadomości (jakkolwiek strasznie by nie zabrzmiały).

Prawda jest jednak na szczęście taka, że w przeciągu ostatnich dziesięciu lat stwierdzono tylko jedenaście przypadków “zaimportowania” malarii do Polski (liczba Polaków chorujących na miejscu w krajach tropikalnych nie jest mi znana, ale jestem pewien, że jest o wiele rzędów wartości większa). Malarię roznoszą komary widliszki, ale tylko statytycznie co trzechsetny kłując nas wstrzykuje nam zarodźca. Z tego właśnie powodu oraz także dlatego, że wielu turystów świadomie zabezpiecza się przed tą chorobą, tak rzadko słyszymy o jej przywiezieniu do Polski jako niechcianej pamiątki z wakacji.

W jaki sposób można sie choroby ustrzec? Załóżmy, że porada typu “nie jedź do krajów malarycznych” nie wchodzi w grę (i słusznie). Zatem podstawowe rzeczy jakie musisz zrobić to:

Po pierwsze dowiedz się o tej chorobie jak najwięcej. Tutaj u mnie na blogu, w gabinetach lekarzy medycyny tropikalnej (zwłaszcza tam) czy na wspomnianych wyżej dwóch stronach. Poznanie wroga to już połowa sukcesu.

Po drugie jadąc do krajów tropikalnych zabierz ze sobą leki przeciwmalaryczne. Nazw specjalnie nie będę wymieniał, bo różne leki stosuje się w różnych częściach świata. Leki jak sama nazwa wskazuje służą do leczenia, gdy już jesteśmy chorzy, ale normalną praktyką, zalecaną jest ich branie w czasie całego pobytu w krajach zagrożonych malarią. W takim wypadku nabywamy coś w rodzaju odporności: gdy do naszej krwii trafi zarodziec malarii, lek zwalczający jego już będzie tam na niego czekał.

Po trzecie (notujecie to sobie? 😉 ) repelenty. Najlepiej jest je kupić w miejscowej aptece w kraju docelowym, ale także w Polsce wypatrujcie środków zawierających w składzie DEET. To substancja uważana obecnie za najbardziej nielubianą przez komary i mogę to potwierdzić na bazie własnych doświadczeń. Najlepszy (bo najtańszy i skuteczny) jest preparat firmy Bros, ale możecie oczywiście kupić także inne.

Po czwarte unikajcie tak zwanych szarych godzin. Komary najaktywniejsze są podobnie jak i w Polsce, o zachodzie i wschodzie słońca. Te momenty przeznaczcie raczej na śniadanie i kolację wewnątrz budynków niż na zwiedzanie.

Po piąte i chyba ostatnie (a może ktoś z Was w komentarzach coś dopowie na bazie własnych doświadczeń?) moskitiery. W hotelach zwróćcie uwagę czy takie znajdują się nad łóżkiem (najczęściej tak właśnie będzie), a jeśli ich nie zauważycie, zapytajcie o nie obsługę. Jestem niemal pewien, że nie będzie z tym problemu. Możecie też na wszelki wypadek kupić swoją własną, ale zdecydowanie w kraju do którego jedziecie! W Polsce moskitiera kosztuje nawet 80zł podczas gdy w krajach Afryki nie będzie kosztowała drożej niż kilka dolarów. Zwyczajnie szkoda pieniędzy.

I tyle na poczatek (bo jak wspomniałem przez wakacje ukazywać się będą kolejne antymalaryczne wpisy tutaj). Pięć słów: wiedza, leki, repelenty (spraye), szare godziny, moskitiery. Te kilka prostych zasad sprawi, że jedyne wspomnienia z Waszych wakacyjnych wyjazdów do ciepłych krajów nie będą miały nic wspólnego z malarią.

P.s. Pochwalcie się gdzie jedziecie w komentarzach 🙂 Ja też w tym roku wybieram się do kraju, który delikatnie zahacza o kolorowe obszary na powyższej mapie, więc na pewno opiszę tutaj także swoje przygotowania do “wyprawy” 🙂

0

Tak wygląda i mówi Paul Barera z Rwandy

Jeśli ktoś jeszcze pamięta, Paul Barera był moim szefem w Rwandzie. To z nim cały czas pracowałem, mieszkałem w jednym domu i na niego co chwila narzekałem 😉

Paweł Makowiecki podesłał mi link do filmu, gdzie Paul wypowiada się, więc możecie go nie tylko zobaczyć, ale i posłuchać. Opowiada o tym, jak w Nyamata (przypominam, że to miasteczko w którym mieszkałem) ludzie dzięki telecentrum (przypominam, że to miejsce gdzie pracowałem) nie muszą już jeździć do stolicy by zapłacić za prąd, a mogą to zrobić na miejscu.

Paul Barera on mobile phones and sustainable telecentres from CTA on Vimeo.

0

Gęstnieje sytuacja w Rwandzie

Podobnie jak w Polsce, także w Rwandzie zbliżają się wybory prezydenckie. Z tego też powodu atmosfera wokół tego kraju, a także w nim staje się coraz bardziej gęsta. Bez obaw, jestem pewien, że po wyborach wszystko wróci do normy.

Im więcej obserwuję rwandyjską demokrację, tym bardziej jestem przekonany, że jest to demokracja na wzór kremlowski. Od dziesięciu lat ten sam prezydent, który także i w tych wyborach będzie startował i jestem pewien, że w nich zwycięży. Także podobnie jak w Rosji Putin/Miedwiediev oficjalnie cieszy się wysokim poparciem wśród obywateli, i podobnie jak w przypadku władz rosyjskich, nawet jeśli jest krytykowany za łamanie praw człowieka (The Economist napisał kiedyś, że nawet w rządzonym przez Mugabe Zimbabwe obywatele mają większe swobody wypowiedzi), to wszyscy równo przyznają, że w kwestiach ekonomii i gospodarki nie ma nic do zarzucenia, a inne kraje mogłyby z Rwandy brać przykład (nawet przez Polskę jakiś czas temu przewinęła się fala artykułów zachwycających się rozwojem tego kraju, a i ja co nieco też o tym pisałem).

To co skłoniło mnie do napisania tego wpisu, to aresztowanie kilka dni temu amerykańskiego prawnika w Rwandzie, które pokazuje w całości jak wygląda obecna sytuacja w Rwandzie i jak wygląda przywiązanie Paula Kagame do urzędu prezydenta.

Prawnik ów to Peter Erlinder, dość kontrowersyjny pan, który lubi podejmować się spraw, które w oczach opinii publicznej są skazane na przegraną. Swego czasu pomagał obywatelowi Kanady oskarżonemu (i skazanemu) o wspieranie al-Quaidy. Ostatnio dowodzi grupą prawników broniących przez międzynarodowym trybunałem ludzi oskarżonych o ludobójstwo w Rwandzie.

Został aresztowany w maju 2010, tuż po tym jak wylądował na lotnisku w Kigali, gdzie przyleciał bronić przed więzieniem rywala w prezydenckim wyścigu Paula Kagame, Victoire Ingabire wtrąconego do więzienia po oskarżeniu o wspieranie ruchów dążących do ponownego ludobójstwa w Rwandzie.

Tu mi się przypomina jak będąc w Rwandzie słyszałem, że wszyscy wspierają w tym kraju prezydencką partię RPF, bo jeśli ktoś jej nie wspiera od razu pojawia się podejrzenie o związki z ludobójcami. Tu też mi się przypomina Putin, który w podobny sposób czyścił opozycję przed wyborami parlamentarnymi czy prezydenckimi wtrącając jej członków do więzienia pod zarzutem działań antypaństwowych.

No więc Peter Erlinder nie godzi się na to by Paul Kagame przed wyborami prezydenckimi wsadzał do więzienia swojego wyborczego rywala, więc leci do Rwandy by go z tego więzienia wydostać. Czeka go jednak niemiła niespodzianka (choć nie do końca niespodzianka, bo był o tym przed przylotem uprzedzany): na lotnisku zostaje aresztowany pod zarzutem negowania faktu, że w 1994 doszło w Rwandzie do ludobójstwa.

Podobnie jak my mamy coś takiego jak kłamstwo oświęcimskie, za które można trafić do więzienia, podobnie w Rwandzie jest prawo, które zabrania twierdzić, że wcale nie było ludobójstwa. Jest to dość rozsądne i na takie ograniczanie wolności słowa się godzę.

Czy Peter Erlinder jednak faktycznie twierdzi, że do ludobójstwa nie doszło? Byłoby to nieco dziwne, biorąc pod uwagę, że przez trybunałem w Tanzanii broni ludzi z “plemienia” Hutu oskarżonych o owe ludobójstwo.

Otóż właśnie. Erlinder nie zaprzecza, że do ludobójstwa doszło, ale jedynie stwierdził, że “nie jest właściwym oskarżanie o przemoc tylko jednej ze stron konfliktu” (“He doesn’t deny massive violence happened but contends it’s inaccurate to blame just one side.”). A stwierdzenia tego się dopuścił… w czasie obrony Hutu przed międzynarodowym trybunałem w Tanzanii.

Tu mi trochę witki opadają. Że nie tylko Hutu w czasie ludobójstwa zabijali Tutsi, ale także Tutsi w ramach odwetu zabijali Hutu czytałem w książkach wypożyczonych w rwandyjskiej bibliotece. Także w Rwandzie na ulicy słyszałem, że są teorie obwiniające Paula Kagame o rozpętanie ludobójstwa (choć są przez Rwandyjczyków odrzucane i także przeze mnie). Jakby nie było to należąca do Paula Kagame partia (a wtedy ugrupowanie zbrojne) RPF ostatecznie zwyciężyła walki w czasie ludobójstwa i albo wybiła albo wypędziła z kraju Hutu.

Tak więc Erlinder chyba nie powiedział nic, co by nie było prawdą (choć tu się nieco zasłonię tym, że być może cytat z jego wypowiedzi nie jest dokładny, a przytaczam go za Yahoo News). Ponadto nawet jeśli skłamał, czy obrońca, który przed sądem stwierdza, że jego klient nie jest do końca winien swojej winy, może zostać pociągnięty za to do odpowiedzialności?

W więzieniu (a właściwie areszcie) siedzi więc teraz nie tylko rywal Paula Kagame w wyborach prezydenckich, ale także adwokat owego rywala. Trochę mi szczęka opada jak doczytałem, że za swoja wypowiedź Erlinder może zostać w Rwandzie skazany na 25 lat więzienia.

Stany Zjednoczone już zaapelowały do rządu Rwandy o uwolnienie prawnika (Peter Erlinder jest obywatelem USA) jednak z jednej strony apel nie jest jakoś wyjątkowo silny, z drugiej strony wiem z obserwacji polityki Paula Kagame, że póki co uwolnienia na pewno nie będzie. Może po wyborach, ale póki co na pewno nie.

0

Coraz więcej białostoczan w Rwandzie

Już nie tylko ja mogę się pochwalić, że wyjechałem z Białegostoku do Rwandy 🙂 Kolejna dwójka ludzi jedzie do tego kraju.

Tu więcej informacji.

0

Kurcze, może jednak książka?

Włączyłem wczoraj na chwilę Gadu Gadu (co otstatnio robię bardzo rzadko, nie wiem czemu ale co minutę mnie rozłącza) i wyskoczyło mi okienko z takim tekstem:

“Witaj, jestem studentką II roku dziennikarstwa, chciałabym napisać o Panu reportaż, jeżeli oczywiście uzyskam Pana zgodę”

Nie powiem, takie coś naprawdę nieźle łechcze 🙂 Troche nieufnie – podejrzewałem, że to może być jakaś podpucha – odpisałem, ze nie ma problemu i od słowa do słowa jak w poprzednich przypadkach doszło do tego, dowiedziałem się, że jak zwykle chodzi o Rwandę i że na maila dostałem listę pytań, na które właśnie przed chwilą dość szybko odpisałem.

Pytania zawsze są te same: co jadłem, jakie wrażenia, gdzie mieszkałem… To wszystko już opisywałem na poprzednim blogu, więc odpowiadanie na pytania sprowadziło się do pomocy w wyszukaniu moich tekstów i wklejenia linków do treści odpowiedzi.

…a teraz kurde siedzę i zaczytuję się we własnych wpisach. Muszę nieskromnie przyznać, że nawet mi się podobają. 🙂 Większość niestety już nie pamiętałem, więc czytałem jak opowieści kogoś innego. Pamiętacie na przykład tekst o jajecznicy? Ja nie pamiętałem, nie pamiętałem nie tylko tekstu ale i samej sytuacji i na koniec lektury aż parsknąłem śmiechem.

Fajnie się to czyta. Szkoda, że tak bardzo brakuje mi czasu by złożyć to wszystko w książkę. Ale póki co zapraszam do lektury online. Przynajmniej jest za darmo 😉

0

Zawsze przegapiam

Ale mimo to warto odnotować: wczoraj minęła 16. rocznica wybuchu ludobójstwa w Rwandzie.

0

Ah te muzułmanki zakryte od stóp do głów

Dziś trochę ciekawostka. Gdybym nie dał spojlera w temacie, zapewne nie zgadlibyście kim jest ta kobieta ze zdjęcia poniżej:

Tak ta kobieta z całkiem niezłą figurą w całkiem seksownej sukni to naprawdę muzułmanka. I nie jakaś muzułmanka mieszkająca z daleka od świata islamu, ale mieszkająca właśnie w islamskim kraju, wielokrotnie oskarżanym przez USA o wspieranie terroryzmu (moim zdaniem niesłusznie, bo jedyna wina tego kraju póki co to dobre stosunki z Iranem). Kobieta jest Syryjką. Choć urodzona w Londynie, obecnie jest żoną prezydenta tego kraju, Bashara al-Assada. Kobieta ma na imię Asma al-Assad (swoją drogą bardzo ładne imię, znam jedną białostoczankę o takim samym imieniu i od razu mi się spodobało).

Syria wbrew pozorom nie  jest krajem twardogłowych ajatollahów i jest jednym z moich marzeń podróżniczych (mam nadzieję, że uda mi się je spełnić jeszcze w tym roku). Ponoć jest to kraj pełen otwartych na innych ludzi, a to bardzo cenię we wszystkich podróżach (dlatego tak bardzo spodobała mi się Rwanda).

Na koniec jeszcze jedno zdjęcie by udowodnić, że 35-letnia pani Asma  ma piękną nie tylko figurę 😉

0

Jestem w najnowszym numerze magazynu Malemen

Informacja o mnie (i o tym co robiłem w Rwandzie) oraz zdjęcie nie zajmują wiele miejsca, raptem kawałek 89. strony magazynu Malemen, jednak tradycyjnie zamieszczam na blogu wszelkie lanserskie 😉 informacje tego typu 🙂 Jeśli ktoś jest zainteresowany, Malemen-a można już dostać na przykład w Empikach.

W artykule opisania są także inni wolontariusze, między innymi mój znajomy, Fabian, mąż Karoliny, która było w mojej grupie ludzi rozsyłanych przez MSZ po świecie.

0

W Rwandzie znów wybuchły granaty (aktualizacja)

Nadal twierdzę, że Rwanda obecnie jest bardzo bezpiecznym krajem, ale muszę przyznać, że nie wiem czy w tym roku nadal jest tak samo.

4 marca 2010 w podobnym czasie, około godziny 20:00 wybuchły w różnych częściach Kigali dwa granaty, oznacza to więc że musiała to być jako tako zorganizowana akcja. Nic nie wiadomo o ofiarach, ale ambasada USA w Kigali apeluje do wszystkich Amerykanów przebywających w Rwandzie o rejestrację “na wszelki wypadek”.

Rok temu jak pisałem tutaj także wybuchł jeden granat. Przypominam, że 6 kwietnia przypada rocznica rozpoczęcia ludobójstwa w Rwandzie, więc jest to zawsze okres bardziej narażony na takie incydenty.

Dodatkowo latem tego roku odbędą się w Rwandzie wybory prezydenckie. Pamiętacie jak opisywałem wybory parlamentarne jakich byłem świadkiem w tym kraju? Były bardzo kolorowe, wesołe i na maksa bezpieczne (wszędzie roiło się od międzynarodowych obserwatorów).

Wybory prezydenckie jednak uważane są za okres podwyższonego ryzyka. To dopiero drugie takie wybory od czasu ludobójstwa, z więzień właśnie powoli wychodzą skazani, więc nikt do końca nie wie  jak to wszystko się odbędzie. Ale raczej nie przewiduje się dużego niebezpieczeństwa, co najwyżej incydenty jak ten sprzed kilku dni.

Aktualizacja: W wyniku wybuchu granatów sprzed tygodnia zostało rannych 16 osób, aresztowano już podejrzanego.

0

Tak Nigeria rozprawia się z islamskim fundamentalizmem

Al Jazeera właśnie zamieściła na YouTube materiał wideo, w którym możemy zobaczyć jak umundurowani policjanci najpierw każą złapanym ludziom położyć się na ulicy twarzą do ziemi, a następnie strzelają każdemu w plecy lub tył głowy. Wśród ofiar są między innymi ludzie o kulach. Oficer policji krzyczy w pewnym momencie do jednego z egzekutorów: “Nie strzelaj mu w głowę, podoba mi się  jego czapka”.

O co chodzi w filmie? To znaczy o co chodzi w filmie widać wyraźnie, jakie jednak są wcześniejsze zdarzenia w tym kraju, które doprowadziły do takiej sytuacji?

Od 2002 roku w Nigeri działa islamska fundamentalistyczna organizacja Boko Haram. Nawołuje ona do przestrzegania zasad szariatu. W 2009 roku dopuściła się licznych aktów partyzanckich, głównie polegających na atakach na posterunki nigeryjskiej policji.  Obecne działania policji są zemstą za tamte wydarzenia, choć oczywiście z pominięciem sądów.

Nigeria jest krajem religijnie podzielonym. Chrześcijanie stanowią mniej więcej połowę społeczeństwa i zamieszkują południową część kraju podczas gdy północ zdominowana jest przez islam (w północnych prowincjach szariat został już wprowadzony). Oto kolejne, choć raczej nie goszczące w mediach pole walki między zachodnią cywilizacją a muzułmanami.

0

Jest sobie taki kraj w środku Afryki

Jest sobie taki kraj w środku Afryki, w którym co prawda dzieci biegają boso po podwórkach przed nierzadko glinianymi chatkami, gdzie tygodniowy brak prądu nie jest żadnym powodem by robić z tego jakieś halo, ale i tak od tego kraju możemy wiele się nauczyć, wiele mu zazdrościć, a już zwłaszcza podejścia rządu tego kraju do kwestii informatyzacji i internetu.

Takie właśnie przemyślenie, zresztą nie pierwszy raz, naszło mnie przed chwilą, gdy odkryłem, że na Twitterze można już śledzić co ma światu do powiedzenia rwandyjski rząd. Sprawdźcie sami: twitter.com/RwandaGov

0

Na co się zaszczepić przed wyjazdem do Afryki?

Ostatnio nieco postraszyłem Was, że jak do tej pory nie ma szczepionki przeciw malarii (co jest niestety prawdą), choć badania trwają i przynoszą dobre prognozy. Musicie jednak pamiętać – i podejrzewam, że większość z Was o tym wie – że malaria nie jest jedyną chorobą jaka nam w Afryce grozi, jednak na większość z nich na szczęście szczepionki istnieją.

Przed wyjazdem do Afryki musimy (to znaczy nie musimy, ale o tym niżej) zaszczepić na szereg chorób. Dokładnej listy nie potrafię Wam podać, bo jest ona na pewno specyficzna dla konkretnego regionu geograficznego. Po raz kolejny polecam tutaj stronę Centrum Informacji Medycyny Podróży, a szczególnie ich dział Pytań i Odpowiedzi.

Na pewno wśród szczepień, które warto wykonać będzie szczepienie przeciw wirusowemu zapaleniu wątroby typu A (WZW A). Choroba ta jest bardzo częsta w obszarach okołorównikowych i ryzyko jej zarażeniem jest duże. Pamiętajcie też o innych chorobach zaliczanych wraz z WZW A do grupy tak zwanych chorób brudnych rąk (łączy je właśnie fakt, że można zarazić się nimi wskutek spożywania posiłków w warunkach odbiegających od standardów sanitarnych), jak na przykład dur brzuszny.

Istotne jest także szczepienie przeciw żółtej febrze. Do wielu afrykańskich krajów nie można wjechać (a mówiąc ściślej: z nich wyjechać) nie mając potwierdzenia, że jesteśmy przeciw tej chorobie zaszczepieni, jest to wymóg WHO.

I jeszcze kilka niuansów, o których warto pamiętać.

Na pewno spotkacie się z informacjami, że należy się zaszczepić na choroby, przeciw którym już przecież byliście szczepieni (jak na przykład wymieniony wyżej dur brzuszny czy polio). Niestety muszę Was rozczarować, ale w dzieciństwie nie powiedziano nam całej prawdy: szczepieni przeciw tym chorobom byliśmy faktycznie, ale szczepienia te nie dają odporności na całe życie. Większość z czytających to osób z pewnością już od dawna ponownie jest podatnych na zakażenie, dlatego przed wyjazdem do Afryki tak naprawdę wiele szczepień po prostu odnawiamy.

I kolejna kwestia: musimy się szczepić, czy nie musimy? Poza wspomnianą żółtą febrą wszystkie inne szczepienia są zalecane. Jednak postarajcie się tego zalecenia nie zignorować: jeśli jedziecie choćby nawet do Egiptu czy Tunezji tak naprawdę wjeżdżacie do zupełnie innego obszaru z innymi chorobami niż w Polsce i – co gorsze – innymi warunkami leczenia. Na choroby brudnych rąk jest bardzo łatwo zachorować, więc lepiej dmuchać na zimne. Zwłaszcza, że nawet jeśli się zaszczepimy, to i tak pozostaje cała lista innych badziewi, na które nadal będziemy narażeni 🙁

Jeśli ktoś z Was przypadkiem wybiera się Rwandy to polecam mój wpis na starym blogu odnośnie przygotowań do takiego wyjazdu.

0

Bill Gates: szczepionka przeciw malarii gotowa w trzy lata

Ciekaw jestem na ile jest to wishfull thinking, a na ile prawda. Bill Gates (oczywiście, że jako zagorzały linuksiarz gościa nienawidzę)  w wywiadzie dla BBC oświadczył, że szczepionka przeciw malarii powinna być gotowa w trzy lata, a kolejna jej generacja, zapewniająca pełną odporność w 5 do 10 lat.

Coś może być jednak na rzeczy. Bill po wycofaniu się z prac dla Microsoft zaangażował się w badania nad szczepionką w ramach Fundacji Billa i Mellisy Gates, więc na pewno śledzi informacje, a być może wie też więcej niż wiemy my. Co chwila serwisy informacyjne donoszą o nowych odkryciach w tej dziedzinie, ale ostatnie sprzed kilku dni jest dość interesujące. Okazało się, że ludzie są zdolni do wytwarzania przeciwciał, które wyssane przez komara z naszych ciał spowodują, że możliwość przekazania zarodźca przez takiego komara następnej osobie będzie zablokowana.

Co więcej inny rodzaj szczepionki testowany jest już na ludziach (zabrzmiało okropnie więc napiszę innymi słowami: prace nad szczepionką są już tak zaawansowane i przeszły pomyślnie testy na zwierzętach, że dopuszczono ją do testów w warunkach klinicznych) od wakacji ostatniego roku.

To dobre informacje, szczególnie, jeśli by zestawić je z szokującymi statystykami. Ponad 125 milionów kobiet narażonych jest rocznie na zarażenie malarią, na malarię umiera 2000 dzieci  dziennie.

W Polsce oczywiście problem malarii brzmi jak abstrakcja z księżyca, jednak i my jesteśmy zagrożeni tą chorobą niemal przy każdym wyjeździe  do ciepłych krajów (a wakacje coraz bliżej). Pisałem o tym już wcześniej informując jak przeciw malarii można się zabezpieczyć i gdzie można dowiedzieć się więcej o profilaktyce antymalarycznej. Bo fakt, że szczepionki jeszcze nie ma wcale nie oznacza, że choroby tej nie można się ustrzec. Podstawowym sposobem jest profilaktyczne stosowanie leków przeciwmalarycznych (różnych w zależności od regionu, w który jedziemy). Więcej informacji na ten temat można znaleźć na stronach Centrum Informacji Medycyny Podróży, na stronie Malaria.com.pl czy w gabinetach lekarskich lekarzy specjalistów medycyny tropikalnej (listę poradni można znaleźć pod wyżej wymienionymi adresami)

0

Zieloni chyba nie lubią dzieci z Afryki

Pamięta tu jeszcze ktoś jak prawie dwa lata temu załamywałem ręce nad protestami “ekologów” przeciw nowemu pomysłowi na walkę z malarią? Ja pamiętam. Okazuje się, że zieloni nadal nie robią nic, by zaprzeczyć powszechnemu twierdzeniu, że zwierzę jest dla nich ważniejsze niż człowiek. Tak jak się obawiano na światowym szaleństwie pod tytułem “globalne ocieplenie” ucierpiała w dużej mierze Afryka i walka z malarią, która jest tam problemem o kilka rzędów wielkości większym niż nasza nieśmiała (bo jakaś schowana, ja do tej pory jej nie widziałem) świńska grypa.

Zaczęło się może niewinnie, choć według mnie instrumentalnie: w słynnym czwartym raporcie IPCC na temat zmian globalnego klimatu straszono nas, że jednym ze skutków globalnego ocieplenia będzie zawędrowanie malarii i innych chorób tropikalnych także do Europy (co ciekawe jednym z takich skutków miał być też wzrost prostytucji, ale nie pytajcie mnie jak to wydedukowano). Tak to eksperci z IPCC (a raczej “eksperci”, bo jak wiadomo wyciekły ostatnio informacje na temat tego, jak ów raport powstawał) postanowili skupić na swoim klimatycznym problemie także ludzi zaangażowanych w przedsięwzięcia medyczne jak i religijne (zapewne po to by organizacje katolicke spojrzały przychylniejszym wzrokiem na problem globalnego ocieplenia, umieszczono w owym raporcie nieszczęsne prostytutki).

Powyższe być może i by brzmiało jak jak moje przesadne wieszanie psów na zielonych, ale mam prawo być nieco wkurzony 🙁 Informacjom o zwiększonym ryzyku zachorowań na malarię w Europie zaprzeczył ostatnio sam szef IPCC – Rejendra Kumar Pachauri (nomen omen, kolejarz z wykształcenia) – zwlaszcza gdy został przyparty do muru, po tym jak rypła się cała sprawa z naginaniem faktów podczas tworzenia raportu.

I tak oto na kolejnym polu zieloni wyciągnęli dla siebie jeszcze więcej, nie bacząc na konsekwencje. Problem malarii został potraktowany instrumentalnie jako straszak, a cała heca dla zwalczania malarii zamiast pomóc – zaszkodziła. W ostatnio opublikowanym dorocznym liście Billa Gatesa (jako prezesa Fundacji, a nie Microsoftu) zauważył on, że zwiększone nakłady na finansowanie akcji ekologicznych udały się właśnie dzięki zmniejszeniu finansowania inicjatyw zdrowotnych, w tym badań nad szczepionką przeciw malarii. Krótka kołderka okazała się zbyt krótko, co zresztą było do przewidzenia: w większości krajów (jeśli nie we wszystkich, na pewno tak jest w Polsce) finansowanie wszelkich akcji pomocowych i rozwojowych, czy to ekologicznych czy też zdrowotnych odbywa się z tej samej puli pieniędzy w budżecie. Idę o zakład, że w ubiegłym roku drastycznie wzrosła w Polskiej Pomocy ilość wniosków o dofinansowanie akcji związanych z walką z globalnym ociepleniem.

I co dalej? I nic. Ekolodzy nadal będą twierdzić, że robi się coraz cieplej (co zresztą jest chyba prawdą, bo dziś w nocy było -33 stopnie, a teraz jest już tylko -21, a jutro ma być jeszcze “cieplej”), będą robić dobrą minę do złej gry. Badania nad szczepionką przeciw malarii na pewno zostały spowolnione i tyle. Bez pośredni związek między ekologiczną farsą a owym spowolnieniem jest trudny do udowodnienia, zatem ekolodzy będą spać spokojnie. Fakt faktem, że w Afryce nadal statystycznie co 30 sekund umiera jedna osoba na malarię. Szkoda.

* * *

To nie jest mój pierwszy wpis o malarii i jeśli ktoś chce o niej poczytać więcej, zapraszam do lektury artykułu niemalże pod tytułem “wszystko co wiem o malarii”. Lub też na stronę Centrum Informacji Medycyny Podróży, zwłaszcza jeśli ktoś już teraz planuje wyjazd na wakacje do ciepłych krajów. Malaria w Polsce nam nie grozi (choć… ale może o tym innym razem), jednak jeśli ktoś wybiera się do ciepłych (pamiętajcie: coraz bardziej ciepłych) krajów, już teraz powinien myśleć i szczepieniach przeciw chorobom tropikalnym i lekach antymalarycznych (szczepionki przeciw malarii jak wyżej wspomniałem nie ma i jeszcze jakiś czas nie będzie, ale można stosować inną profilaktykę: tabletki, repelenty, moskitiery czy odpowiednie zachowanie minimalizujące ryzyko zachorowania na malarię).

0

Kartofilia?

Jakie macie dziwne zainteresowania? Zbieracie może coś, czego nie zbiera nikt inny? A może są jakieś przedmioty fetyszyzujące Was, które wśród innych osób nie wzbudzają żadnych inny emocji?

Mój bowiem wzrok od zawsze przyciągają wszelkie rodzaju mapy, atlasy, plany i globusy. Znajomym zawsze mówię, że jeśli nie wiedzą co mi kupić, niech kupią właśnie atlas. W internecie czy na ulicy zawsze na chwilę dłużej zatrzymam się by obejrzeć wszelkiego rodzaju plany, nawet jeśli jest to po prostu rozkład metra. A gdy gdzieś przyjadę i mam zamiar zostać dłużej niż dobę przeważnie od razu kupuję plan tego miasta  czy miasteczka. (Przyznam też, że dość szybko uczę się go na pamięć i przynajmniej po starówce potrafię się poruszać bez kolejnego zaglądania w mapę, nawet jeśli jest miasto tak duże jak na przykład Praga).

Mam też jako taki zbiorek własnoręcznie kupionych atlasów czy też darmowych mini planów, przeważnie  do dostania w hotelach czy na dworcach kolejowych w informacji turystycznej. Mam też kilka fajnych wojskowych map okolic Białegostoku, a nawet osiedla, na którym się wychowałem w skali pozwalającej dostrzec mój własny blok (plan kupiony w czasach sprzed internetu, teraz w epoce Google Maps nie robi to pewnie już takiego wrażenia). Oczywiście nie muszę chyba dodawać, że czytanie map i planów nie jest dla mnie żadnym problemem 🙂

Kilka tygodni temu postanowiłem w swoim zboczeniu pójść o krok dalej. Jedni zbierają stare obrazy, inni stare czajniki, zegary, radia, książki. Może by tak też mieć jakieś hobby i dlaczego nie miałoby ono polegać na zbieraniu starych map?

Zacząłem się więc interesować (na razie oczywiście jako żółtodziób) antykwaryczną kartografią. Na razie dowiedziałem się, że hobby to wcale nie musi być tańsze niż na przykład kolekcjonowanie starych obrazów i zarazem może być dobrym sposobem na inwestowanie pieniędzy. Na razie mapki z XIV wieku, których cena często przekracza 10 tysięcy złotych jedynie sobie pooglądałem, ale kto wie. Może kiedyś.

Tymczasem kupiłem już kilka o wiele tańszych (bo po góra kilkadziesiąt złotych) na Allegro. Oczywiście swój wzrok skupiłem na początku na Afryce środkowej i wschodniej, tak aby załapała się na mapach także Rwanda 🙂  Kupiłem chyba za dużo, bo aż cztery mapy, ale powodem tego jest fakt, że mało kto interesuje się tym miejscem, a tym bardziej tym miejscem przedstawionym na starych mapach, więc z czterech aukcji, w których licytowałem najniższą kwotę, wszystkie wygrałem 🙂

Oto jedna z map.

Afryka WschodniaOczywiście widać, że powyższe to tak naprawdę nie mapa, a karty z atlasu (numery stron w  rogach) i trochę czuję się jak wandal: sprzedawca bowiem sprzedawał tak na pojedyncze karty cały atlas z początku XX wieku. Ale wylicytowana cena (5 złotych) oraz fakt, że atlas  nie był zszywany sprawiły, że zdecydowałem się na zakup. Mam też dwie mapki tego samego miejsca z końca XIX wieku i te akurat mapy kosztowały więcej i faktycznie są mapami.

Prawda, że wygląda to ładnie? Kolorowany miedzioryt. Tu akurat wiele miejsc jest już podpisanych, ale te plany z XIX wieku wyglądają niczym prace pierwszych kolonizatorów: wybrzeże dobrze opisane, ale interior ledwo co. Im bardziej w ląd tym mniej informacji, a położenie jezior raczej jest odległe od rzeczywistego. Rwanda to właściwie tylko nazwa, zaznaczony jeden wulkan i byle jak naniesione jezioro Kivu. Od razu przychodzi do wyobraźni obraz tamtych czasów, jak pierwsi odkrywcy wdzierali się w nieznane.

Mam taki pomysł. Na największej ścianie mojego dużego pokoju farbą w odcieniu o jeden ton ciemniejszym lub jaśniejszym zrobię zarys lądów. I będę kupował stare mapy z różnych stron świata, oprawiał w ramki i wieszał na tej ścianie. Oczywiście z tych czterech w Rwandy wybiorę jedną, jakąś mniejszą (ta powyżej pokazana ma wymiary prawie pół metra na pół metra). Póki co wszystkie cztery stoją zwinięte w tubie.

A Wy jakie macie nietypowe zainteresowania?

P.S. Gdyby ktoś chciał pooglądać więcej starych map, w tym i starożytnych polecam antykwariat pod tym adresem. A jeśli ktoś chce zobaczyć jeszcze większego mapowego świra niż ja, to polecam blog Strange Maps.

1

Nieco o malarii

Temperatura za oknem spadła poniżej zera – czas więc napisać co nieco na jakiś abstrakcyjny temat. Takim tematem na pewno jest Afryka, afrykański upał i malaria, o której wspominałem już dwa tygodnie temu 🙂

Wbrew pozorom jednak pisanie w środku zimy o podróżach (i związanych z nimi problemach) do ciepłych krajów nie jest wcale takie od rzeczy. Każdy moment roku jest dobry na wypad do Afryki czy w inne okolice okołorównikowe. Tak, wiem, że ciężko to sobie teraz wyobrazić, ale naprawde choć u nas w Polsce jest tak zimno, że niedługo połowa z nas będzie chodzić w dwóch parach skarpet (na koniec tygodnia zapowiadane jest minu dwadzieścia) ludzie na równiku mimo, że jest grudzień nie mają zbyt wielkiego pojęcia co to znaczy mróz, śnieg czy poranne skrobanie szyb w samochodach 🙂

Moim zdaniem właśnie zimą wypad do Afryki jest najbardziej uzasadniony (szczerze dziwi mnie to, że właśnie latem większość z nas patrząc na oferty turystyczne zastanawia się czy z polskiego upału uciec w upał tunezyjski lub tanzański). Ale ja nie o tym. Miałem zamiar przestrzegać wyjeżdżających przed potencjalnymi chorobami. Nawet jeśli mało kto teraz wybiera się do Afryki, wpis ten na pewno spokojnie doczeka sobie lata i wtedy zostanie przeczytany przez nieco więcej osób. 🙂

* * *

Przeglądam na GoldenLine fora podróżnicze, przeglądam w usenecie grupę pl.rec.turystyka.tramping i często zdarzają się pytania o malarię, jaki lek brać. Odpowiedź jaka najczęściej pada ściśle wynika z doświadczeń odpowiadającego: brał lek XYZ, przeżył więc na pewno lek ten jest najlepszy.

Jak się łatwo domyśleć, to że dana osoba brała jakiś lek i nie zachorowała wcale nie oznacza, że i w naszym przypadku lek ten także zadziała. Trzeba tutaj uważać z tego typu poradami z co najmniej dwóch powodów:

Po pierwsze można w ogóle nie brać żadnego leku i nie zachorować. Nie oznacza to jednak, że malaria w miejscu gdzie pojechaliśmy nie występuje, a znaczy po prostu że mieliśmy szczęście. Tak samo jest w przypadku źle dobranego leku. Możemy nieświadomie wybrać lek nie działający i mieć szczęście i nie zachorować. Jeśli jednak spotkamy na swojej drodze nieodpowiedniego komara, bardzo szybko internetowa porada okaże się niewiel warta.

Druga sprawa o której wiele osób zapomina, lub zwyczajnie nie wie: świat tropikalny jest podzielony na cztery strefy malaryczne, a podział ten jest związany z wykształconą przez zarodźca malarią na konkretne składniki leków. Zarodziec malarii w Meksyku na pewno będzie odporny na leki jakie są polecane do Afryki czy Azji. Dlatego też nie warto wierzyć w internecie w porady “byłem na równiku i lek XYZ zapewnił mi odporność przez wiele miesięcy”. Jak wiadomo równik ma ponad 40 tysięcy kilometrów długości.

* * *

Może więc się warto zaszczepić przeciw malarii? Tu akurat odpowiedź jest prosta: nie. Nie, bo szczepinki nie ma, niestety.

Nie zapomnijcie jednak o szczepieniach przeciw innym chorobom. Lista jest długa, a na jej czele wirusowe zapalenie wątroby (WZW) typu A oraz B. Do tego dochodzą inne szczepienia jak dur brzuszny czy tężec. Nazwy tych szczepień na pewno brzmią dla Was choć trochę znajomo. Owszem, bo wszyscy byliśmy na te choroby szczepieni we wczesnym dzieciństwie, jednak trzeba pamiętać, że szczepienia te nie dały nam dożywotniej odporności. Większość z Was jest już znów podatna na zarażenie tężcem przy skaleczeniu, jednak nie zaraż się bo ten patogen jest obecnie dość rzadki w Polsce. Jednak nie w Afryce. Przypomina mi się tutaj rwandyjski przepis zakazujący pod groźbą mandatu chodzenia boso. Wprowadzono go właśnie z uwagi na tężec. Rwandy nie stać na szczepienia, więc ryzyko zachorowania wśród mieszkańców na tą chorobę jest bardzo wysokie. Stosuje się więc profilaktykę zastępczą.

* * *

Wracając do malarii, gdzie szukać porad i pomocy? Zdecydowanie nie na forach intenetowych i zdecydowanie w gabinetach lekarskich. Ludzie odpowiadający na forach nie zdają sobie sprawy z odpowiedzialności jaka na nich spoczywa. Z lekarzem jest inaczej.

Dobrym kompromisem jest strona internetowa www.malaria.com.pl czy Centrum Informacji Medycyny Podróży. Jest tam całkiem sporo informacji o tej chorobie, fajna mapka z zaznaczonymi strefami malarycznymi, ale przede wszystkim przydatna wyszukiwarka przychodni, w których można dowiedzieć się więcej o tej chorobie i zdobyć receptę na leki przeciwmalaryczne.

Ponadto: zabierzcie ze sobą repelenty przeciw komarom. Osobiście polecam marki BROS z uwagi na cenę (około 6 złotych, co jest niczym w porównaniu z reklamowanymi Raidami itp) i na zawarty w nich związek DEET uznawany za najskuteczniejszy odstraszacz komarów (co potwierdzam). Raczej unikajcie preparatów opartych na ziołach.

Poza tym zadbajcie o moskitierę, jeśli nie nad łożkiem (która jest nieźle wkurzająca nad ranem, gdy opada nam na głowę i budzi przed czasem) to przynajmniej w oknie. W pokoju w którym zamieszkacie sprawdźcie od razu jakość moskitiery w oknie. Na 100% będzie dziurawa, więc warto mieć ze sobą zwykłą taśmę klejącą by pozaklejać owe dziury 🙂

I na koniec: nie panikować. Jak ugryzie Was komar (a ugryzie na pewno) nie oznacza to jeszcze końca świata. Statystycznie jeden na 300 komarów roznosi malarię (to się jednak różni w zależności od regionu świata), więc strach jednak ma trochę większe oczy niż powinien.

* * *

A już na zupełny koniec polecam się ubezpieczyć. Trochę to kosztuję, ale byłoby zupełną głupotą nie zrobienie tego. Wypadk się zdarzają, szczególnie w podróży.

Przypomina mi się tutaj historia sprzed roku opisana na wspomnianej wyżej grupie dyskusyjnej. Turysta który wyjechał do Turcji nie pomyślał o ubezpieczeniu. Niby nie jest to tak daleko, podróż nie miała trwać długo więc można sobie odpuścić. Pech jednak sprawił, że turysta uległ poparzeniom od kuchenki gazowej. To sprawiło, że wylądował w szpitalu płacąc kilkaset złotych za dzień pobytu. Jakby tego było mało, poparzenia okazały się tak duże, ze odpadał zwykły powrót i trzeba było wynająć śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. W przypadku interwencji LPR poza granicami kraju to poszkodowany (lub ubezpieczyciel) otrzymuje rachunek, a w tym wypadku wyniósł on ponad… 30 tysięcy złotych.

* * *

To tyle na razie o malarii. Podobny wpis zamieszczę jeszcze na starym blogu Konrad Jest w Rwandzie, bo choć nie prowadzę go już aktywnie to widzę w statystykach, że wciąż wiele osób trafia na niego z google pytając o malarię. Jeśli ktoś z Was ma jakieś pytania, śmiało zamieszczajcie je w komentarzach. Ale nie pytajcie który środek leczniczy wybrać – nie mam odwagi decydować o Waszym życiu 🙂

0

Malaria już mi nie grozi (raczej)

Wiecie, że to już ponad rok od kiedy wróciłem w Rwandy? Wiem, że nie wiecie, to znaczy teraz jak to napisałem pewnie  sobie przypomnieliście, że faktycznie rok temu mniej więcej płakałem na poprzednim blogu  jaka to Polska jest zimna, ludzie nieludzcy a problemy zachodniego świata abstrakcyjne.

Ja jednak sobie dokładnie wszystko liczę i wszystko dobrze pamiętam. To 13 listopada rok temu zakończył się mój pobyt w Rwandzie.

To z kolei oznacza, że jestem teoretycznie wolny od malarii. Wspominałem już o tym wiele razy w czasie pobytu w Afryce, ale nie wszyscy wiedzą, że malaria może się objawić jeszcze przez rok po zarażeniu. Tak więc jeśli ktoś z Was w te wakacje odwiedzał Egipt, Indie czy inne kraje tropikalne i jeśli właśnie odczuwa dreszcze, ma poty i wysoką gorączkę (lub któryś z innych objawów, więcej informacji znajdziecie na przykład tutaj), to wcale nie musi oznaczać, że złapał świńską grypę 😉 To może wciąż być pamiątka z wakacji.

No ale dla mnie to już nie grozi. Teoretycznie, bo podejrzewam, że zarodźce malarii raczej luźno podchodzą do naszego ludzkiego kalendarza i wyciągają kopyt (czy może lepiej: nie wyciągają witek) w równe 365 dni po wprowadzeniu się do naszego organizmu. Póki co czuje się jednak dobrze, malarii już się nie boję, grypy zresztą także 🙂

* * *

Co jeszcze u mnie?

Nadal większość czasu spędzam na robieniu stron internetowych. Wpadam niestety w lekką panikę, bo kończą mi się stałe zlecenia i od połowy grudnia prawdopodobnie nie będę miał już co robić. Jeśli ktoś z Was więc szuka pomocy z WordPressem lub ogólnie tworzeniem stron, zapraszam do działu kontakt 😉

W tym tygodniu trochę pozwiedzam. Jutro mam kontrolę pooperacyjną w Zakopanem, ale jako, że już po prostu nie znoszę tego miasta i nie mógłbym tak po prostu przejechać całą Polskę, posiedzieć w szpitalnej poczekalni, dać się obmacać i znów przejechać całą Polskę, jadę (a właściwie jedziemy) na mini urlop. W Zakopanem spędzimy tylko kilka godzin, a zaraz potem jedziemy dalej do Łukasza do Żywca na kilka dni. Na pewno będzie fajnie 😉

0

Wróciłem do Afryki!

Takim czymś to aż grzech się nie pochwalić 🙂 Co prawda osobiście, własnym ciałem w Afryce się (jeszcze) nie znalazłem ale z dumą mogę powiedzieć, że stworzyłem świetną (świetną, bo moją) stronę (ba! portal) dla okołoafrykańskiej organizacji.

afrix

Jakoś pod koniec września zapytano mnie, czy podjąłbym się karkołomnego wyzwania stworzenia strony integrującej mniejszości narodowe (głównie Afrykańczyków) zamieszkujące Europę z Europejczykami. Nic wielkiego: strona w kilku wersjach językowych, z opcją logowania, każdy może sobie założyć konto, każdy może na stronie prowadzić swojego bloga, opisać siebie w swoim profilu, może dodać zdjęcia, dodać filmy, ogłoszenia, pisać na forum, ustawić jakby status (gdy byłem o to poproszony śledzik jeszcze nie istniał więc tak tego nie nazwano)… Do tego mechanizm wysyłania wewnętrznych wiadomości, komunikator między użytkownikami (tym bardziej nikt nie słyszał jeszcze o NKtalk, więc i tego tak nie nazwano), możliwość ustawiania poziomu dostępu do danych w profilu (na poziomie całego profilu, jak i na poziomie poszczególnych danych). Możliwość pokazania się na mapie, możliwość dodawania się do znajomych, możliwość wyszukiwania się po kraju zamieszkania, pochodzenia, płci… Możliwość, możliwość, …

Zapytałem: “Czyli chcecie abym zrobił taką jakby kolejną Naszą Klasę, tylko że dla Afrykańczyków i to zrobił to w pojedynke?”

Dostałem odpowiedź: “Tak. I masz na to 30 dni czasu”

Już miałem odmówić, ale pomyślałem o racie za samochód, racie za pralkę i kredycie hipotecznym. Jako, że nie spłacam żadnych rat i tym bardziej hipoteki nie mam, argumenty te do mnie trafiły i nadl nie byłem zdecydowany. Tak naprawdę nie wiem o czym bardziej pomyślałem: o możliwości aby kolejny raz zrobić coś dla Afryki, o niemożliwym wyzwaniu stojącym przede mną (prawdę mówiąc im zadanie które staje przede mną brzmi bardziej niewykonalnie, tym większa jest szansa, że za nie się wezmę), czy o tej kupie szmalu jaką mi za to obiecano 😉

W każdym bądź razie, Proszę Państwa – oto Afrix!

Nie wszystko tam jeszcze działa z rzeczy założonych (ale zdecydowana większość już tak), serwis ma błędy (jeśli ktoś zauważy jakieś niedziałające linki czy inne bugi, napiszcie o tym do mnie w prywatnej wiadomości na Afriksie) ale jeśli uznać przyklejony do logo serwisu napis “beta” stwierdzam, że dzieło jest już zdatne do użytku. Zapraszam do oglądania, testowania i przede wszystkim zakładania tam sobie kont. Celem jest integracja nas – Europejczyków – z Afrykańczykami. Już niedługo serwis będzie poszukiwał wolontariuszy do pracy przy tematach integracyjnych, mam nadzieję, że pozwoli także nawiązać mnóstwo znajomości międzynarodowych 🙂

* * *

A jak się tworzy taki serwis w tak krótkim czasie? Co prawda termin został przekroczony, bo całość miało ruszyć 4 października, a ruszyło w ostatni czwartek, ale udało się dzięki wykorzystaniu już dostepnego oprogramowania.  Pierwsze założenie było, że wszystko ruszy na BuddyPressie czyli społecznościowej wersji WordPressa, jednak niestety ta ma zbyt mało funkcji i po przeczytaniu dziesiątków listów na tamtejszym forum, niektóre rzeczy jak na razie są nie do ruszenia. Zdecydowaliśmy się na płatny SocialEngine. Mateusz Kasprzak zajął się projektowaniem designu, ja natomiast w między czasie wnikał w zawiłości nowego dla mnie silnika i sposobu działania szablonów smarty (które do tej pory znałem tylko w teorii). Czasu tego miałem całkiem sporo, bo projektowanie zeszło do 20. któregoś października 🙂 Po zaprojektowaniu całość przerobiłem na szablon smarty i… przerobiłem jeszcze raz. Pierwszy design nie spodobał się konsultowanym Afrykańczykom. Podobno był “za mało w stylu nigeryjskiego reggae” (jeśli ktoś nie wie co to jest – my też wtedy nie wiedzieliśmy – to niech zajrzy na stronę: to jest podobno nigeryjskie raggae 🙂 ).

Potem była chwila luzu, gdy wydawało mi się, że wszystko jest już dopięte na ostatni guzik, a przynajmniej nikt nie ma żadnych większych zastrzeżeń. Okazało się jednak, że ciężkie testy serwis zaczął przechodzić w przeddzień oficjalnego otwarcia (oficjalnego, bo brali w nim udział ważne osobistości media) i wtedy zostałem zasypany toną listów na skrzynkę 🙂 W ostatnią środę i czwartek pracowałem od 8 rano do północy. Ale udało się.

Teraz pozostało dodać kilka rzeczy których jeszcze nie ma, a fajnie by były i naprawiać na bieżąco wykrywane błędy. Ostatecznie po całej przeprawie z SocialEngine mogę stwierdzić, że fakt iż obecna jego wersja to 3.x jest jedynie zabiegiem marketingowym. 🙁 Mnóstwo błędów, braku konsekwencji w tworzeniu i kompletny brak dokumentacji (społeczność programistów wokoło SE jest nastawiona na pomoc, ale jedynie za opłatą, zatem próżno szukać rozwiązań problemów czy porad po internecie; można je kupić jedynie w postaci pluginów czy usług) . Mimo wszystko, a może właśnie dlatego, jestem dumny, że to ma jakieś ręce i nogi 🙂

0

To był naprawdę pechowy piątek trzynastego

W piątek trzynastego obudziła mnie na TVN24 informacja o wypadku samolotu w Rwandzie. Nie spodziewałem się jednak, że całe zdarzenie miało dalszą, równie pechową historię.

Fajnie, że telewizja w końcu coś powiedziała o Rwandzie (choć z drugiej strony chyba niezależnie od opisywanego miejsca, gdy rozbija się samolot zawsze o tym mówią). Nie miałem jednak złudzeń i wiedziałem, że raczej za kilka dni nie usłyszymy wyjaśnień co było nagrane na czarnej skrzynce i jaki był faktyczny powód rozbicia się samolotu. Chyba za mało ofiar na to, by wygryźć trochę antenowego czasu dla tego zdarzenia, więc media nadal będą się trzęść ze strachu przed grypą.

Samolot się rozbił zaraz po starcie – to wiemy z TV. Pilot zgłosił awarię zaraz po oderwaniu się od pasa startowego i usiłował od razu wylądować. Całość telewizyjnej relacji skończyła się na tym, że samolot nie wyhamował przed terminalem i wbił się budynek na wysokości loży dla VIPów. Wielu rannych, w tym piloci i jeden martwy pasażer. Czarna skrzynka i jej zapis ma zdradzić prawdziwy powód awarii.

Postanowiłem więc sam pogooglać nieco o tym zdarzeniu i to co znalazłem to prawdziwy sajgon 🙂 Całkiem spora dawka czarnego humoru, nawet jak na piątek trzynastego.

Otóż karetki oczywiście zabrały rannych do szpitala (King Faisal Hospital, wierni czytelnicy pamiętają zapewne moje relacje z mojego pobytu w tym miejscu). Nie było to łatwe, bo samolot tak niefortunnie  wbił się terminal, że jeden z pilotów był dłuższy czas uwięziony we wraku.

OK, co powiecie na to, że gdy karetka w końcu załadowała owego pilota, po drodze do szpitala potrąciła motocykl? Trzynastkowy pech?

A co powiecie, jak dodam, że owa jedna karetka potrąciła jeszcze jeden motocykl? Mi tutaj przychodzi na myśl rwandyjski ruch na ulicach. Tak, tam naprawdę jadąc motocyklem ma się serce w przełyku.

Uwaga, to jeszcze nie koniec. Nadal ta sama karetka, nadal wioząc tego samego pilota potrąciła jeszcze dwóch pieszych! Tak: suma wszystkich trafień – dwa motocykle i dwóch pieszych. No to już naprawdę nie wiem jak skomentować. 🙂

Niestety cała może zabawna sytuacja skończyła się tragicznie dla jednego z pieszych, który owego piątku nie przeżył. Można go więc chyba doliczyć do liczby ofiar katastrofy lotniczej.

Jesli ktoś nie może uwierzyć w to co opisałem (jak jedna karteka może potrącić w sumie 4 osoby podczas gdy z lotniska do szpitala się jedzie obwodnicą miasta?) tutaj jest oryginalny artykuł.

0

Pamiętanik z Kisangani

No i wyciągam kolejną rzecz polecaną z komentarzy. Paweł wczoraj podesłał link do opisu filmu “Pamiętnik z Kisangani”. Co ciekawe pod linkiem jest nie tylko opis, ale i sam film do pobrania (zgrany z TVP Kultura).

“Pamiętnik z Kisangani” to film dokumentalny, nie do końca mówiący o ludobójstwie w Rwandzie. Raczej o jego następstwach. Grupa dziennikarzy oraz pracowników ONZ i Czerwonego Krzyża w 1997 wjeżdża pociągiem w sam środek kongijskiej dżungli i odnajduje ukrywających się tam uchodźców Hutu z Rwandy. Pokazuje wychodzących z leśnej głuszy ludzi, o których świat już zapomniał. Pokazuje jak przechadzają się wśród martwych ciał.

Pamiętnik z Kisangani

Film mroczny i aż ociekający równikową wilgocią.

0

Wysokie Obcasy napisały o Rwandzie

Kolejny wpis, z kategorii link warty przeczytania, wrzucam, zwłaszcza, że już dwie osoby mi to podesłały 🙂 Dzięki.

Zagłada. Sposób naukowy

0

Co słychać w Rwandzie?

Odezwał się do mnie przed chwilą na email człowiek. Początek listu taki jak zwykle: “Trafiłem na Twojego bloga o Rwandzie i mam nadzieje, że mi pomożesz…” i tu zawsze następuje wypis potrzeb. Ktoś szuka informacji o ludobójstwie, ktoś szuka informacji o jakiejś osobie, ktoś szuka informacji o możliwości wyjechania…  Tym razem chodziło o szukanie kontaktu do Rwandy. Ruszyłem się z łóżka i zajrzałem do szafki po stare notesy, jakie miałem ze sobą w tym kraju. I się zaczęło 😉

Kontakt przekazałem już mailem, ale notesy sprawiły, że odżyły po raz kolejny stare wspomnienia. Wszystkie moje zapiski z tego kraju: lekcje kinyarwanda, rysunki jakie sobie rysowaliśmy z Nelly (przypominam, że z Nelly rozmawialiśmy bardzo dużo, choć Nelly nie znała żadnego języka, jakie znam ja i vice versa więc sobie rysowaliśmy), podliczenia zbiórki i tak dalej…

Może to więc jest jakaś okazja by wspomnieć ten kraj i dla Was i napisać co nieco co wiem o starych przyjaciołach? Wiem niestety niewiele, ale zawsze to coś.

Nelly, Schola i Maombi

Te trzy osoby co kilka dni puszczają mi sygnały na komórkę. Ja im odpuszczam.

Maombi

Maombi

Schola

Schola

Nelly

Nelly

Innocent i Shilla

Innocent nie mieszka już w Nyamata, nie pracuje też w NTC. Szkoda, ale podobno jest teraz szefem restauracji w Kigali. Doszła do mnie też informacja że z Shillą wzieli ślub.

Paul i Pacifique

Paul i Pacifique są już oczywiście małżeństwem od prawie roku. Paul jest ważnym kolesiem, pracującym w ONZ w jakichś organach związanych z informatyzacją. NTC nadal jest jego własnością, ale nie mieszka już w Nyamata, a w Kigali.

Pacifique i Paul

Pacifique i Paul

Paul był w tym miesiącu w Europie, w Belgii. Namawiałem go by wpadł do Polski, ale się nie udało 🙂

Robert

Na koniec mój największy sukces 🙂 Jestem z tego bardzo dumny.

Robert

Robert

Robert po tym jak pracował ze mną jako tłumacz przy moich lekcjach informatyki w Rwandzie (i prowadził je razem ze mną) postanowił, że też chce być nauczycielem IT. I jak postanowił, tak robi! Został teraz całym szefem NTC (zastąpił funkcyjnie Paula) i… poszedł studiować informatykę! Niedawno był na wymianie studenckiej w Ugandzie, gdzie miał szybszy internet to sobie pogadaliśmy na Yahoo Messengerze. W czasie rozmów dziękował mi za nakierowanie go na te studia. I temu jestem taki dumny 😉

O innych osobach niestety nic nie wiem 🙁

0

Nasi nie jadą do RPA

Piłkarzyki ostatecznie i na amen odpadły w eliminacjach do Mistrzostw Świata w RPA. Można by powiedzieć “całe szczęście”, zwłaszcza jeśli się właśnie obejrzało nowy film Petera  Jacksona (to ten od Władcy Pierścienic) – Dystrykt 9 😉

Co prawda i bez filmu są powody dlaczego nie warto jechać do RPA, ale ja najpierw o samym filmie. Lubię filmy o Afryce (punkt zatem dla Dystryktu), nie lubię filmów science-fiction (zabieramy więc punkt dla Dystryktu) chyba, że podobnie jak “Kontakt” Roberta Zemeckisa nie są to filmy tak naprawdę science -fiction, a głównym celem jest zmuszenie widza do jako takiego zastanowienia się nad czymś po obejrzeniu filmu. Dystrykt  9 na 100% jest filmem SF, ale do zastanowienia zmusza. Więc anuluję ostatni minus punktowy i może nawet dam punkt dodatkowy.

W 1980 roku (chyba) nad Johannesburgiem zarzymał się potężny statek kosmiczny, z kórego do miasta przedostali się obcy. ONZ oczywiście od razu ustanowił siły które miały zapanować nad tą niezwykłą sytuacją, obcych zammknięto w czymś w rodzaju obozu dla uchodźców i do czasów dzisiejszych doświadczaliśmy czegoś w rodzaju ponownego appartheidu, tyle że tym razem wymierzonego przez afrykanerów wobec krewetkopodobnych kosmitów. Obecnie kosmiczne getto już naprrawdę zaczęło ciążyć mieszkańcom miasta i trzeba było z nim coś zrobić. I tu zaczyna się kosmiczna rozpierducha  z udziałem laserów, robotów, hologramów i latających wszędzie kawałków mięsa (i kociego żarcia).

Sama rozpierducha bardzo ładnie wykonana, naprawdę (fajny pomysł by większość filmu przedstawić jako reportaż telewizyjny), ale mnie bardziej zainteresowało afrykańskie tło 🙂 Raz, że bardzo fajnie, że spodek nie zawisł nad Nowym Jorkiem, Londynem czy Los Angeles, a właśnie nad położonym w Afryce Johannesburgiem. Z jednej strony być może wróży to jakieś silniejsze zainteresowanie krajami południa, ze strony Hollywoodu. Z drugiej trzeba pamiętać, że Peter Jackson sam jest antypodowy bo pochodzi z Nowej Zelandii. Dla niego południowa hemisfera jest miejscem pierwszej ważności.

Dwa bardzo fajnie pokazany appartheid. Nawet dość zabawnie: na restauracjach i w urzędach wiszą tabliczki z informacją, że kosmici nie są obsługiwani.

I trzy  cała reszta afrykańskości. Widoki (slumsy w jakich mieszkali obcy od razu mi się skojarzyły z Rwandą; jak widać cała Afryka tak chyba wygląda), obcy są łudząco podobni zachowaniem do czarnoskórych obecnie mieszkających w  Johannesburgu (o tym później). Nie zabrakło też wszędobylskich nigeryjskich oszustów. Są dokładnie tacy, jacy są. No może poza jednym szczegółem: Nigeryjczycy w pewnym momencie w filmie zaczynają ze sobą mówić nie po angielsku, a językiem etnicznym. Tyle, że ten język to język klikany; o ile mi wiadomo nie występuje on w Nigerii, a na obszarze pustyni kalahari (która zresztą jest w RPA). Ale i tak fajnie było  znów usłyszeć te foniczne dziwadło 🙂

Podsumowując film polecam wszystkim. Mieszanka afrykańskich slumsów i laserowej strzelaaniny kosmity wyszła naprawdę świetnie!

* * *

A teraz  nieco o RPA i Johannesburgu nie filmowym, a tym rzeczywistym. Otóż spotkałem się opiniami – i jestem naprawdę w stanie w nie uwierzyć –  że jest to miasto bardziej niebezpieczne niż obecnie Bagdad w Iraku. Na ostatnim spotkaniu w Warszawie była dziewczyna, która opowiadała swoje wrażenia z tego miasta sprzed kilku miesięcy. Nikt nie chodzi tam po ulicach, jest zupełnie pusto; co najwyżej raz na jakiś czas ktoś szybko przebiega. Spowodowane to jest grasującymi tam gangami, które aby ukraść komuś pieniądze nie zawahają się napadnięta osobę zabić. Tam nie ma pytań: napastnik podbiega do ofiary, zabija ją maczętą czy strzałem i zabiera wszystko, co przy niej znajdzie.

Czytałem też jak tam wygląda życie białych. O tym, że bardzo czesto są zabijani na tle etnicznym już Wam pisałem i wspominałem, że jest to regularny temat w mediach (choć nnie tych mainstreaomowych). Ci którzy jednak żyją tam, poruszają się samochodami w grupach. Domy otoczone są wysokimi murami z podwójnymi bramami. Przejeżdżasz jedną bramę, strażnik zamyka ją za Tobą, sprawdza na monitoringu czy nikt nie dostał się przez bramę za Twoim samochodem, wtedy dopiero otwiera drugą bramę i jesteś w domu.

Brzmi nieprawdopodobnie, ale przypomnijcie sobie wiadomość sprzed kilku miesięcy, którą podały chyba wszystkie media. Białoskóry mieszkaniec RPA wystąpił o azyl w Kanadzie podając, że jest w RPA prześladowany.

RPA, a szczególnie Johannesburg to miejsce czegoś w rodzaju stanu wojennego, miejsce, którego nie kontroluje już policja, a władzę przejęły gangi. W tych okolicznościach zastanawia wybranie tego kraju na organizacje mundialu w przyszłym roku.

Z drugiej strony ciekawa tendencja: rok temu olimpiada w Chinach. Za rok mundial w RPA, a następnie olimpiada w także jednym z najbardziej przestępczych miast świata – Rio De Janerio. Obstawiam, że kolejna wielka impreza sportowa (albo nie sportowa? może expo) powinno odbyć się w Mogadiszu w Somalii. Jakby nie  było kraj ten ostatnio się nieźle wzbogacił 😉

0

Rwanda to znaczy biznes

Wyciągam z komentarza bardzo dobry link, żebyście Wy też przeczytali 🙂

http://jarzynski.blox.pl/2009/09/Rwanda-to-znaczy-biznes.html

Przy okazji – na zasadzie “a nie mówiłem?” – przypomnę co sam o tym pisałem rok temu.

0

Sekta werbuje na wolontariat w Afryce

Pisałem już o tym ale nigdy nie zawiele. Zwłaszcza, że sekciarze są tak bezczelni, że link do swojej agitacji zostawiają pod moim artykułem (komentarz dziewczyny z sekty już usunąłem).

Jeśli ktoś chce zobaczyć jak sekty werbują na wolontariat w Afryce, polecam artykuł, który przed chwilą podlinkowałem.

Wszystkim, którzy by chcieli pomóc w walce z takimi praktykami polecam także podlinkowanie w podobny sposób na swoich blogach pod hasło “wolontariat w Afryce”. Dzięki temu jak ktoś młody i nieświadomy będzie googlał szukając informacji o możliwości pomagania, od razu trafi na ten artykuł i zostanie przestrzeżony.

0

I po forum

Tuż przed prezentacją. Tak to wyglądało z naszej strony

Tuż przed prezentacją. Tak to wyglądało z naszej strony

I już z powrotem w domu w Białymstoku.

Jak było na forum, za bardzo nie wiem, bo nie było czasu na zwiedzanie 😉 Ciągle nas gdzieś ciągli, wywiady, prezentacje… Ale nie narzekam.

Na samym początku bardzo pozytywne wydarzenie 🙂 Stałem sobie i oglądałem zdjęcia w holu, gdy nagle zza jednego z nich dosłownie wypadł na mnie Radek Sikorski z ministrami ze Szwecji i Hiszpanii (jeśli dobrze poznałem). Przytrzymali się na chwilę, bo cielskiem zagrodziłem im drogę, ale szybko czmychnąłem na bok.

Jestem pewien, że minister będzie podobnie jak ja jeszcze długie lata rozpamiętywał to przypadkowe spotkanie 😉 (Niestety Radku muszę Cię tu przeprosić, że nie byłem na Twoim panelu, ale w tym czasie udzielałem wywiadu).

No właśnie wywiady. Ciężke jest życie Muzungu Super Star 😉 Udzieliłem wywiadu (ale nie tylko ja, a także 3 inne zaproszone w charakterze eksponatów wolontariuszki) dla TVP INFO i dla Radia Warszawa. W TVP INFO się nie widziałem. Może to i dobrze, bo wypadłem naprawdę cienko. Ot takie bla bla. Ale jakby ktoś widział dajcie znać.

W Radio Warszawa tym bardziej nie słyszałem się, bo zupełnie tego radia nie znam, a do Białegostoku nie dociera. Mamy jednak obiecane, że nagranie dostaniemy na maila. Mam jednak już doświadczenie, że radiowcy lubią takie coś obiecywać, a jak przyjdzie co do czego, to nawet nie dadzą znać kiedy będzie się w radiu w ogóle.

Samą prezentację też cienko oceniam. Mogła mi pójść lepiej, poważnie.

Czytelników bloga reprezntował Oio, który do mnie podszedł po prezentacji 😉 Pozdrawiam. Niestety zdjęcia jego nie mogę wrzucić, bo wyraźnie zaznaczył, że jest zakaz fotografowania 🙂

Sorry za nieskładność pisaniny ale padam na pysk 🙂

0

Do zobaczenia w sobotę na forum

Przypominam, że jutro można mnie będzie pooglądać na Forum Polskiej Współpracy Rozwojowej.

Już znam nieco więcej szczegółów. W budynku BUW będę co najmniej od 12:00, około 15:00 wraz z innymi wolontariuszami będę opowiadał o tym jak można wolontariuszem zostać.

Wstęp wolny, więc przychodźćie. 🙂 A jak ktoś nie może, to pewnie coś na temat forum będzie na TVP INFO.

0

Za tydzień będę okazem ;)

Można mnie będzie obejrzeć na Forum Polskiej Współpracy Rozwojowej organizowanym przez Ministestwo Spraw Zagranicznych. 🙂 Po wysłaniu bodźca w postaci pytania, są szansę że zareaguję odpowiadając / opowiadając o tym jak można zostać wolontariuszem Polskiej Pomocy.

Szczegóły wszystkiego są tutaj.

Forum

0

Od Ormian po Ruandę ? porównawcze studia nad ludobójstwami

Właśnie w Trójce usłyszałem. Warszawiacy mają dobrze, bo mogą się przejść by dowiedzieć się więcej o ludobójstwie w Rwandzie. Trwa właśnie konferencja, są zaproszeni goście  z Rwandy, będą pokazy filmów (między innymi “Shooting Dogs”).

Więcej info jest tutaj.

0